#KaoBroughtBack (330)
Nowy Kangurek Kao wyszedł już dwa lata temu, rozczarowując część fanów,
innych zaś oczarowując. Jak jednak wypada w przypadku pierwszej styczności z
serią?
Posłuchajcie…
Kangurek Kao (2022)
Gatunek: Platformówka
Producent: Tate Multimedia
Rok wydania: 2022
Grałem na: Xbox Series X
Gra dostępna również na: Xbox Series S, Xbox
One, PlayStation 5, PlayStation 4, Nintendo Switch, PC
Jakoś tak się przydarzyło, że choć oryginalny Kangurek Kao z 2000 roku
jest w Polsce objęty pewnym kultem, to sam nigdy weń nie grałem. Grę kojarzę
zatem wyłącznie ze screenów, rozmów ze znajomymi oraz z akcji #BringKaoBack,
która w 2019 roku poskutkowała przywróceniem drugiej części serii do oficjalnej
dystrybucji. Wyniki sprzedaży zaskoczyły samych twórców, zachęcając ich do
wskrzeszenia marki i wydaniem w końcu nowej odsłony. Współczesny Kangurek Kao
stanowi przy okazji reboot, będąc tym samym idealnym punktem wejścia dla osób
takich jak ja, które nie mają z serią żadnego emocjonalnego połączenia.
Należy w tym miejscu postawić sprawę jasno – Kangurek Kao to produkcja
kierowana przede wszystkim do młodszego odbiorcy i raczej niewiele ma ona do
zaoferowania tym, którzy z oryginalną trylogią dorastali. Jeżeli łudzicie się,
że odpalenie tej gry w magiczny sposób cofnie Was do czasów dzieciństwa, to
srogo się zawiedziecie. Od premiery „jedynki” minęły przeszło dwa
dziesięciolecia, więc Kangurek Kao nie jest grą Waszego dzieciństwa. Jest grą
dzieciństwa Waszych dzieci i to one będą czerpać najwięcej frajdy, wcielając
się w antropomorficznego kangura, wyruszającego w świat w poszukiwaniu swojego
zaginionego ojca i równie zaginionej siostry (aczkolwiek historia i bohaterowie
są tak nijacy, że nie warto poświęcać im więcej miejsca). Jeżeli zamierzacie po
niego sięgnąć, to musicie mieć tego świadomość.
Oczywiście nie sprawia to, że wszelakie jego problemy magicznie
znikają. Co to, to nie. Kangurek Kao w żadnym wypadku nie może stawać w szranki
z najnowszym Mario, to raczej liga Yooka-Laylee czy Super Lucky’s Tale, czyli
produkcji stosunkowo przyjemnych, ale absolutnie nie rewelacyjnych. Oznacza to
mnie więcej tyle, że pod względem mechaniki próżno szukać tu głębi, a rozgrywka
prezentuje wszystkie swoje karty już u jej rozpoczęcia, niewiele się później
zmieniając.
Brak tu też większego wyzwania, ba, poziom trudności zdaje się
zmniejszać wraz z postępami, więc o ile na początku zdarza się jeszcze zginąć
(zwłaszcza w trakcie potyczek z bossami), o tyle im bliżej końca, tym zdarza
się to coraz rzadziej. Jasne, sami robimy się lepsi, ale miło byłoby, gdyby
twórcy w czasie projektowania wzięli na to poprawkę. Na szczęście po poziomach
porozrzucano również faktycznie oferujące zręcznościowe wyzwanie, a przy tym całkowicie
opcjonalne „sekretne” poziomy w postaci Wiecznych Studni.
Nie jest jednak tak, że ekipa Tate Multimedia poszła po linii
najmniejszego oporu, bo przyznać im trzeba, że starali się zróżnicować
rozgrywkę. Poza samym skakaniem po platformach i biciem przeciwników po gębach
(no przecież od czegoś Kao ma te rękawice bokserskie), trafiają się również
sekwencje zręcznościowe na zjeżdżalniach lub szynach, a od czasu do czasu trafi
się nawet jakaś prosta zagadka logiczna. Nie jest to wprawdzie nic, na temat
czego warto pisać pieśni, ale odrobinę różnicuje to raczej powtarzalną
rozgrywkę. Szkoda, że podobnie nie potraktowano samych przeciwników, z którymi
walki, pomimo występowania niemilców w różnych rodzajach (w tym strzelających
pociskami i latających), sprowadzają się w zasadzie do klepania jednego
przycisku. Wyjątkiem są bossowie, przy których już trzeba się trochę bardziej
nabiegać i wykonać odpowiednie czynności, by móc zadać im obrażenia.
Największym zawodem jest jednak rozwój samego zainteresowanego. Kao
przez większość zabawy nie uczy się praktycznie żadnych nowych umiejętności czy
ataków. By sprawiedliwości stało się zadość, trzeba zaznaczyć, że co jakiś czas
zdobywamy możliwość korzystania z nowych rodzajów magicznych kulek – ognistych,
lodowych i powietrznych – zmieniających właściwości naszych rękawic, ale ma to
praktycznie zerowy wpływ na rozgrywkę i służy wyłącznie rozwiązywaniu zagadek
środowisk. Ogień stopi lodowe wrota, lód zamrozi taflę wody i pozwoli na
przesunięcie kamiennego kloca, a powietrze przyciągnię w naszym kierunku
platformę, takie tam. Mają one również malutki wpływ na walkę, pozwalając na
przykład na podpalenie przeciwników, ale padają oni tak szybko, że zauważyłem
to dopiero pod koniec gry. Wolałbym mimo wszystko nowe ciosy lub ruchy.
Miałoby to o tyle więcej sensu, że Kangurek Kao dysponuje dość otwartą
strukturą. Gra składa się z kilku baz wypadowych, w których za znajdowane na
kolejnych poziomach runy odblokowujemy nowe poziomy. Te zaś obfitują licznymi
pobocznymi ścieżkami, w których ukryto skarby (głównie monety, ale znalazło się
również miejsce dla literek K-A-O i bezwartościowych diamentów). Część z tych
zakamarków mogłaby być dostępna wyłącznie po nauczeniu się odpowiedniego ruchu,
co zachęcałoby do powracania do już zaliczonych poziomów, zwłaszcza że i tak
możemy to już robić, by pozbierać fanty. Te z kolei nie mają w większości
żadnej wartości. Wyjątkiem są wspomniane runy i hurtowe ilości monet, które
wydać możemy w zlokalizowanym w każdym hubie sklepiku na fragmenty serduszka
(cztery zwiększają zdrowie o jedno serce), dodatkowe życia lub nowe fatałaszki
o wartościach czysto kosmetycznych.
Nieźle wypada natomiast warstwa audiowizualna. Oprawa Kangurka Kao
prezentuje się naprawdę ślicznie, wliczając w to całkiem różnorodne lokacje, w
tym pokryte śniegiem i lodem góry czy wręcz eteryczne, zawieszone w nicości
wesołe, pełne pułapek miasteczko. Samych bohaterów wymodelowano natomiast tak,
by przypominali film Disneya bądź Pixara. Może ich projekty nie są zbyt
odkrywcze, ale cieszą około i są spójne estetycznie ze światem gry. Pod
względem dźwiękowym jest już natomiast zaledwie poprawnie. Muzyka raczej nie
zachwyca, choć i nie boli, a dubbing wypada dość drętwo, zarówno w angielskiej,
jak i polskiej wersji (nie można niestety wybrać angielskich głosów z polskimi
napisami).
Technicznie natomiast mogę przyczepić się zaledwie do drobnostek
pokroju sporadycznie szalejącej detekcji kolizji, ale sprawiała ona problemy na
tyle rzadko, że ani trochę nie wpływało to na rozgrywkę. Sporadycznie też
wysypywał się dźwięk, ale to po części może być wina xboksowej funkcji Quick
Resume, która lubi płatać tego typu figle. Poza tym jednak Kao w chwili obecnej
działa bez zarzutu, utrzymując płynne 60 FPS.
Może gdybym dorastał z Kangurkiem Kao, a nie z Crashem Bandicootem,
byłbym dużo ostrzejszy w swojej ocenie najnowszej gry Tate Multimedia.
Jakkolwiek by wówczas nie było, w obecnej sytuacji bawiłem się tylko i aż
całkiem nieźle. Bynajmniej nie jest to produkcja, która zdołała skraść moje
serce, a i ma swoje za uszami, jak chociażby nieco zbyt płaski gameplay i
kompletnie nieinteresującą – nawet jak na standardy gier dla młodziaków –
historię, ale tytuł ten ma swój urok oraz stanowi idealną odskocznię, by odpocząć
nieco od „poważniejszych gier”. Przede wszystkim uważam jednak, że jest to
naprawdę niezła opcja, by wprowadzić Wasze latorośle w magiczny świat gamingu.
Komentarze
Prześlij komentarz