Rozwój (331)

 

W obecnych czasach wydane już gry wciąż się rozwijają, dostarczając graczom nowe przygody. Przyjrzyjmy się więc czterem interesującym dodatkom. Gold Road do The Elder Scrolls Online wprowadza nowego Daedrycznego Księcia i misje w West Weald, a Clockwork City przenosi nas do tajemniczego miasta Sothy Sila, każąc walczyć nam z cieniami. Kangurek Kao wraca z kolei z nowymi wyzwaniami w dodatkach Oh! Well, oferującym pięć nowych poziomów Wiecznej Studni, oraz Bend the Roo'les, wprowadzającym nareszcie rzeczywiście wymagające etapy.

Posłuchajcie…

The Elder Scrolls Online: Gold Road

Dodatek

Producent: ZeniMax Online Studios

Rok wydania: 2024

Grałem na: PlayStation 5

Dodatek dostępny również na: Xbox Series X/S, Xbox One, PlayStation 4, PC

Moja recenzja The Elder Scrolls Online: Gold Road w TrójKast #070 - Stary wychodzi z wody.

Dodatek do recenzji dostarczył wydawca.

Nie powiem, oczekiwania względem tego rozszerzenia miałem całkiem spore. Zwłaszcza że zeszłoroczny wątek fabularny Necrom, którego zakończony pewnym cliffhangerem wątek jest kontynuowany w Gold Road, wypadał pod względem fabularnym i artystycznym wyjątkowo dobrze, pozwalając mi na odzyskanie wiary w narracyjne zdolności ZeniMaxu po fatalnym Blackwood oraz tylko niezłym High Isle. Najnowsze rozszerzenie wprowadza też do kanonu Ithelię, pierwszego (a raczej pierwszą) nowego Daedrycznego Księcia od czasu dodatku Shivering Isles do Obliviona. Powiedzieć, że nie mogłem się doczekać, to nic nie powiedzieć.

Niezmiernie rad jestem zatem, mogąc oznajmić, że bynajmniej się nie zawiodłem, ba, główny wątek Gold Road wyjątkowo przypadł mi do gustu. Przede wszystkim jest to wielowątkowa opowieść, łącząca w sobie kontynuację wątku poszukującego własnych wspomnień Torversada z Necromu, który w otwarciu doprowadza do uwolnienia Ithelii z jej wiecznego więzienia, a także historia bosmerskiej organizacji Recollection, która przemocą i ku niezadowoleniu większości ich krajan próbuje odzyskać władane przez nich niegdyś West Weald z rąk Cesarstwa. Wraz z postępem obie te opowieści zgrabnie zazębiają się coraz mocniej, nie stroniąc przy tym od kilku zwrotów akcji.

Lekkim zawodem jest natomiast sama Ithelia, która – w moim odczuciu – nie osiąga pełni swojego potencjału. Miałem bowiem nadzieję, że jej wątek zostanie poprowadzony w zupełnie innym kierunku, na co wskazywała pierwsza połowa dodatku, w której twórcy w dość odświeżający sposób zmusili nas do współpracy z nią, zamiast do sztampowej i typowej dla większości antagonistów w The Elder Scrolls Online dążenia do ubicia złej daedry. Niemniej wątek finalnie wypada satysfakcjonująco, niekiedy kąpiąc się w odcieniach szarości. Żal jedynie, że sam finał ponownie okazuje się cliffhangerem, a by poznać ostateczne zakończenie tej historii, należy przejść epilog, odblokowywany jeżeli uprzednio ukończyliśmy kampanie Necrom i Gold Road. Jeżeli zatem swoją przygodę zaczynacie od najnowszego dodatku, miejcie to na uwadze, choć z drugiej strony to jak rozpoczynanie czytania Wiedźmina od „Czasu pogardy”.

West Weald natomiast, czyli region, w którym toczy się akcja dodatku, jest absolutnie przepięknym i zaskakująco różnorodnym miejscem. Oczarowuje (zwłaszcza w połączeniu z przepiękną muzyką) przede wszystkim Skingrad – jego stolica – oraz jej najbliższe otoczenie, pełne skąpanych w dosłownie złotym słońcu winnic i pól uprawnych. Te zaś okalają pasy spalonej ziemi i zniszczonych fortec, których znaczenie poznacie w trakcie fabuły, a za nimi odnajdziecie z kolei liczne pagórki i imponujące swoimi rozmiarami lasy, pośród których swoje wioski założyli Bosmerowie. O ile zazwyczaj nowe krainy w The Elder Scrolls Online mogą sprawiać wrażenie monotematycznych (ekhem, Blackwood), tak w tym przypadku niemalże każdy skrawek jest w stanie czymś zaskoczyć, a przecież nie wspomniałem nawet o dungeonach, Ayleidzkich ruinach i wymiarze Mirrormoor, którego motywem przewodnim są strzaskane lustra.

Klasycznie mapa usiana jest pobocznymi zadaniami i aktywnościami. Opcjonalne questy nie boją bawić się konwencją, więc poza klasycznym ciachaniem przeciwników znalazło się również miejsce dla bardziej przegadanych misji, jak chociażby kryminalne śledztwo z Mizzikiem Thunderbootsem u boku czy próba pomocy zakochanej parze w ucieczce z domu, w którym ich związek nie jest akceptowany. Nie zabrakło też nowego triala dla dwunastu osób w postaci Lucent Citadel, czterech world eventów Mirrormoor Mosaic, a także klasyki takiej, jak dodatkowi bossowie, areny, dwa domy do kupienia, sześć nowych zestawów uzbrojenia do skompletowania i wiele innych.

Gold Road wprowadza również całkiem spore zmiany mechaniczne za sprawą Scribingu, będącego czymś rodzaju personalizowania umiejętności postaci za sprawą specjalnych grymuarów. Te pozyskiwać możemy między innymi z zadań lub wykonać je samemu, o ile mamy potrzebne zwoje (scripts) skupienia (focus), sygnatury (signature) i afiksu (affix), a także specjalny tusz (Luminous Ink). Łącznie możemy uzyskać ponad 4000 kombinacji, co daje spore pole do popisu pod kątem personalizacji postaci. Jest tu nieco więcej niuansu i może brzmieć to wszystko dość skomplikowanie, ale na szczęście w samej grze uwzględniono dodatkowy i całkiem długi wątek fabularny, który przeprowadzi Was przez tajniki tej mechaniki, stopniowo odkrywając wszystkie jej karty.

Zważywszy, że pod względem rozszerzeń ZeniMax Online Studios nie może pochwalić się trzymaniem równego poziomu, miałem pomimo oczekiwań pewne obawy, czy Gold Road nie okaże się niewypałem na miarę Blackwood. Na szczęście studio tym razem dowiozło, zamykając rozpoczętą przez Necrom linię fabularną Secrets of Apocrypha w naprawdę dobrym stylu. Rozszerzenie oferuje bowiem przede wszystkim ciekawą historię, przepiękną nową krainę, a także nową mechanikę z olbrzymim potencjałem. Jeżeli podobał się Wam zatem Necrom, to zdecydowanie warto po Gold Road sięgnąć.

The Elder Scrolls Online: Clockwork City

Dodatek

Producent: ZeniMax Online Studios

Rok wydania: 2017

Grałem na: PlayStation 5

Dodatek dostępny również na: Xbox Series X/S, Xbox One, PlayStation 4, PC

Jeżeli gracie w The Elder Scrolls Online (a z dużą dozą prawdopodobieństwa tak właśnie jest, skoro czytacie ten tekst), to w zasadzie wszystko, co musicie o Clockwork City wiedzieć, to to, że do końca lipca rozszerzenie to dostępne jest za darmo. W końcu darmowemu dodatkowi nie zagląda się w zawartość. Niemniej, nawet jeżeli byśmy weń spojrzeli, wypada on naprawdę dobrze, choć wciąż należy mieć na uwadze, że jest to mniejsze rozszerzenie, bliższe swoimi rozmiarami Thieves Guild czy Dark Brotherhood. Swoją niewielką skalę skutecznie nadrabia on jednak pomysłowością.

Naprawdę dobrze wypada chociażby sama główna linia fabularna, skupiającą się na – nie zgadniecie – Clockwork City, czyli w istniejący „poza czasem i przestrzenią” mechanicznym mieście, stworzonym przez Sothę Sila, które stało się celem ataku tajemniczej grupy kradnących cienie kultystów. Brzmi to, umówmy się, dość specyficznie, ale scenarzyści poprowadzili ten wątek na tyle zgrabnie, że faktycznie jest się ciekawym tego, jak rozwinie się on na przestrzeni kolejnych zadań. Wasza ciekawość nie pozostanie jednak niezaspokojona, bo opowiadana w Clockwork City historia dość szybko zaczyna prowadzić w coraz to bardziej intrygujących, a niekiedy również dość kuriozalnych (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) kierunkach.

Ot, nasze małe śledztwo, dotyczące dziwnego zachowania stwórcy miasta, zapozna nas między innymi z grupą kruków terroryzującą mieszkańców Clockwork City, dając nam tym samym możliwość poznania kultury i zwyczajów tej dziwacznej rasy inteligentnych ptaków, wliczając w to wątki miłosne. Zaprojektowane na potrzeby dodatku zadania okazują się zatem całkiem kreatywne, nie ograniczając się wyłącznie do żmudnego przemierzania lochów i siekania bossów, w zamian pozwalając choćby pokierowania imitującym mysz robotem, by niepostrzeżenie zdobyć potrzebne nam informacje. Tyczy się to zarówno wątku głównego, jak i wszystkich pobocznych historii.

Samo Clockwork City, podobnie jak dodatek, zdecydowanie nie imponuje swoimi rozmiarami, ale skutecznie nadrabia to niepowtarzalnym klimatem i scenerią. Steampunkowe inspiracje są tu widoczne jak na dłoni, wystarczy w końcu spojrzeć na charakterystyczne bryły budynków w miedzianym kolorze i wszędobylskie rury. Jeżeli to Was nie przekonuje, to z pewnością zrobią to pałętające się po okolicy faktotumy, czyli lokalne roboty ze sztuczną inteligencją na pokładzie, a także mechaniczne kończyny, w które wyposażeni są biologiczni mieszkańcy Clockwork City. Należy jednak zaznaczyć, że najlepsze wrażenie robi samo miasto, bo jego okolice, choć niepozbawione ślicznych miejscówek, raczej nie powalają widokami, a i lochy potrafią szybko znużyć swoim monotonną, industrialną estetyką.

Nie powala też zawartość poboczna, choć w kontekście pomniejszego dodatku jest ona jak najbardziej wystarczająca. Dostajemy chociażby dwóch bossów do pokonania w grupie oraz mini trial Asylum Sanctorium wraz z kilkoma zestawami związanego z nim uzbrojenia. Zabraknąć nie mogło też paru delve’ów, czyli mniejszych lochów, dwóch nowych domków do kupienia i pomniejszych pierdół Najciekawiej wypada natomiast wprowadzona w Clockwork City stacja do transmutacji, pozwalająca na zmianę cech ekwipunku. Wprawdzie udostępniono ją również graczom nieposiadającym dodatku, ale muszą oni najpierw kupić ją w Crown Store. Jeżeli jednak Clockwork City posiadacie, skorzystacie z niej za darmo w lokacji Hall of Refined Techniques w Brass Fortress, o ile posiadacie wymagane do tego kryształy transmutacji (transmute crystals).

Dodatek Clockwork City warto jednak sprawdzić przede wszystkim dla ciekawego wątku głównego, stanowiącego przy okazji łącznik między Morrowindem a Summerset, oraz fantastycznego i jedynego w swoim rodzaju (przynajmniej kontekście samego The Elder Scrolls Online) settingu. Krainy grzybów, fantazyjne zamki i majestatyczne góry są świetne, ale ten steampunkowy świat wprowadza mimo wszystko powiew świeżości do gry. Spotkacie tu też kilku starych znajomych, a i poza wątkiem głównym powinniście znaleźć tu trochę aktywności do zaliczenia. Na ten moment za sięgnięciem po ten dodatek najbardziej przemawia jego tymczasowa darmowość, ale nawet jeżeli spóźniliście się na rozdawnictwo, to jak najbardziej warto go sprawdzić.

Kangurek Kao: Oh! Well

Dodatek

Producent: Tate Multimedia

Rok wydania: 2022

Grałem na: Xbox Series X

Dodatek dostępny również na: Xbox Series S, Xbox One, PlayStation 5, PlayStation 4, Nintendo Switch, PC

Jednym z najczęściej krytykowanych aspektów rebootu Kangurka Kao był – przynajmniej tak wynika z moich obserwacji – niezbyt wysoki poziom trudności. Faktycznie, trudno nazwać ten tytuł jakkolwiek wymagającym, niezależnie od tego, czy mowa o sekwencjach zręcznościowych, czy o bijatykach z przeciwnikami. Pewną, acz daleką od ideału, odpowiedzią twórców na te zarzuty zdaje się dodatek Oh! Well, wprowadzający do gry przede wszystkim pięć nowych poziomów Wiecznej Studni.

Nie łudźcie się jednak, że w trakcie rozgrywki zbliżycie się niebezpiecznie blisko do połamania pada ze wściekłości. Nowe poziomy faktycznie stanowią większe wyzwanie od tego, czego doświadczyć można było w podstawowej wersji gry, ale nadal są one dość przystępne również dla niedzielnych graczy. Są też zresztą pod tym względem dość nierówne. Część z nich, jak chociażby zjazd po lodowej zjeżdżalni, trudno nawet nazwać wymagającymi. Inne z kolei wymagają już sporej precyzji w sterowaniu, bo jeden błędny ruch może posłać nas w przepaść. Świetnym tego przykładem jest poziom, na którym skaczemy po ciągle kręcących się nad przepaścią cylindrach.

Niemniej nawet biorąc pod uwagę co trudniejsze wyzwania, ukończenie całości powinno Wam zająć jakieś pół godzinki, może godzinę, jeżeli któryś z poziomów sprawi Wam wyjątkowe trudności. To tragicznie wręcz mało. Można teoretycznie wydłużyć sobie czas zabawy, powtarzając poziomy, by osiągnąć jak najszybszy czas ich przejścia, ale jak długo będzie się chciało powtarzać w kółko te same pięć etapów? Żal, że nie pokuszono się o żadne nagrody za ich przejście w wyznaczonym czasie. Zwłaszcza że i tak po zaliczeniu każdego z nich – niezależnie od liczby prób i naszej szybkości – w garderobie odblokowujemy nowe (i całkiem ładne, dodam) skórki dla Kao, sztuk pięć, wszystkie tematycznie związane z Halloween.

Dodatek Oh! Well na szczęście nie jest drogi. Twórcy wołają sobie za niego 22,49 zł, co jest całkiem znośną ceną, ale i tak uważam, że przy tak rozczarowującej „objętościowo” zawartości powinien kosztować o połowę mniej. Naprawdę nic się nie stanie, jeżeli pominiecie to rozszerzenie, nawet jeśli jesteście największymi fanatykami Kangurka Kao. To bowiem nic więcej jak skromny zestaw kilku wyzwań i skórek. Całkiem niezłych, owszem, ale doświadczenie przez nie oferowane mignie Wam przed oczami tak szybko, że nie będziecie do końca pewni, czy Wam się przypadkiem nie zdawało.

Kangurek Kao: Bend the Roo’les

Dodatek

Producent: Tate Multimedia

Rok wydania: 2023

Grałem na: Xbox Series X

Dodatek dostępny również na: Xbox Series S, Xbox One, PlayStation 5, PlayStation 4, Nintendo Switch, PC

Głosy starszych fanów zostały w końcu wysłuchane i Tate Multimedia najwidoczniej postanowiło wyjść naprzeciw zarzutom o zbyt niski poziom trudności Kangurka Kao. Mogli wprawdzie w ramach jakiejś aktualizacji dodać trudniejsze warianty istniejących poziomów, zamiast wydawać bardziej wymagający dodatek, ale na bezrybiu i rak ryba. Zwłaszcza że rozszerzenie Bend the Roo’les wcale a wcale nie zostało stworzone „na odwal się”. Wręcz przeciwnie, to kawałek dobrego kodu, nawet jeśli nie wszystko w nim zagrało.

Olbrzymi zawodem – miejmy już tę przykrą część za sobą – jest wątek fabularny i to nawet w zestawieniu z okrutnie nijaką opowieścią z podstawki. Całość odbywa się już po jej finale, kiedy na Wyspie Hoopaloo pojawia się tajemniczy portal, przemieniający jednego z krabów w gigantyczną i żądną podboju bestię. Co gorsza, porywa on małego kangurka, więc pora po raz kolejny przywdziać rękawice i wyruszyć sklepać tyłki niemilcom. Punkt wyjścia jawi się całkiem nieźle, ale animowane intro i outro w formie pokazu slajdów to jedyna forma narracji, pozostająca przy okazji kompletnie nieudźwiękowiona. Trochę to przykre, że twórcy nie pokusili się o zatrudnienie nawet najtańszego narratora.

W Kangurka Kao nie gra się jednak przecież dla opowieści, a dla radosnego hopsania i łojenia tyłków, więc to raczej mało znaczący problem. Zwłaszcza że pod kątem rozgrywki produkcja Tate Multimedia zmieniła się mocno na plus. Jasne, brak tutaj nowych umiejętności, ale w każdym z pięciu dostępnych poziomów (wliczając w to kapitalną, testującą wszystko, czego się nauczyliśmy finałową walkę z bossem) twórcy bawią się konwencją, co rusz podrzucając nam nowe rozwiązania. Nie ma tu wprawdzie nic rewolucyjnego, ale poziomy toczące się w całkowitej ciemności, uciekanie przed wypełniającą etap lawą czy sekwencje z kamerą umieszoną od boku skutecznie odświeżają mimo wszystko skostniałą formułę oryginału.

Jeżeli obawiacie się, że te pięć poziomów nie zapewni Wam zbyt długiego czasu rozgrywki, to są to obawy poniekąd uzasadnione, ale nie do końca. Bend the Roo’les zdecydowanie nie należy do najdłuższych rozszerzeń, ale też daleko mu do śmiesznej długości Oh! Well. Nowe poziomy są znacznie bardziej wymagające niż te z podstawki, więc ginąć będziecie tutaj często (ba, to właśnie w tym DLC po raz pierwszy straciłem wszystkie życia i to niejednokrotnie, dodam), więc całość powinna zająć Wam nieco ponad godzinę. Jednocześnie Bend the Roo’les przez większość czasu nie frustruje, stroniąc od nieuczciwych zagrywek, przez co czujemy, że winnymi popełnionych błędów jesteśmy my sami. Jedynym utrudnieniem, na które nie mamy wpływu, jest to, że wszystkie dodatkowe serduszka, które zebraliśmy w podstawce, zostają w dodatku wyzerowane, jako że włącza się go jako oddzielną kampanię.

Szczerze przyznam, że po zaledwie niezłym Kangurku Kao i zapominalnym dodatku Oh! Well nie zapatrywałem się na Bend the Roo’les zbyt optymistycznie. Na szczęście twórcy stanęli na wysokości zadania, oferując dużo wyższe wyzwanie, tym samym czyniąc nasze poczynania w świecie Kao zdecydowanie bardziej pamiętnymi, w czym pomaga również fakt, że każdy z poziomów zaskakuje charakterystyczną dla siebie scenerią i mechaniką. Żal, że fabułę potraktowano jeszcze bardziej po macoszemu, ale jestem w stanie przymknąć na to oko za frajdę i poczucie satysfakcji, które dał mi dodatek Bend the Roo’les.

Komentarze

Popularne posty