Ponowna wizyta (348)

Powroty nie muszą być straszne. Przekonałem się o tym ponownie witając w Elsweyr w dodatku The Elder Scrolls Online: Dragonhold, a także ratując USA w Call of Duty: Modern Warfare 2 Campaign Remastered.

Posluchajcie…

The Elder Scrolls Online: Dragonhold

Dodatek

Producent: ZeniMax Online Studios

Rok wydania: 2019

Grałem na: PlayStation 5

Dodatek dostępny również na Xbox Series X/S, Xbox One, PlayStation 4, PC

Dodatek do recenzji dostarczył wydawca.

Chyba powoli zamieniam się w furrasa, bo im dłużej w The Elder Scrolls Online obcuję z rasą Khajiitów, tym coraz większą miłością do ich kultury pałam. Jeżeli śledzicie moje recenzje dodatków do TESO, to z pewnością zdążyliście zauważyć, że dość często odwołuję się do Elsweyr, jako jednego z najlepszych okresów w długiej historii gry. Wieńczące „Sezon Smoka” rozszerzenie Dragonhold tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że był to złoty okres The Elder Scrolls Online.

Historia w nim zawarta to bezpośrednia kontynuacja Elsweyr, przenosząca tym razem akcję do południowej części tej krainy. Smoki wciąż pustoszą Tamriel, więc wraz z pomocą znanego z podstawki Saia Sahana ponownie chwytamy za broń, by położyć kres jaszczurzym podbojom. Nie będziemy w tym jednak osamotnieni, bo z pomocą niesfornej grupy piratów pod wodzą osobliwego i przeuroczego Za’jiego już na samym początku opowieści przyjdzie nam przywrócić do życia Dragonguard – legendarną grupę łowców smoków.

Fabuła Dragonhold bez dwóch zdań stanowi jeden z lepszych wątków The Elder Scrolls Online, nie tylko pozwalając na jeszcze głębsze poznanie kultury humanoidalnych kotów, ale też przede wszystkim bawiąc szeregiem interesujących postaci. Wspomniany Za’ji z miejsca kupuje gracza swoim specyficznym podejściem do życia, wcale nie gorzej wypada Nahfahlaar, czyli jeden ze smoków, z którym wchodzimy w niespodziewaną komitywę, a zapomnieć nie można przecież o wielebnej Tadali, przywódczyni klanu zrzeszonego wokół świątyni Khenarti czy Casce, z którą w późniejszych rozszerzeniach przyjdzie nam jeszcze współpracować.

Świat i jego historia to zdecydowanie największy atut Dragonhold i przejawia się to również w kontekście samej mapy. Południowe Elsweyr drastycznie różni się od swojego północnego sąsiada, przede wszystkim ciesząc oczy masą zieleni. Sporą część lądu porasta bowiem gęsty las, pośród którego drzew odkryjemy liczne świątynie, a nawet górskie szlaki. Miasto znajdziemy tutaj tylko jedno – Senchal. Nie powala może rozmiarami, ale poszczycić może się z pewnością śliczną architekturą i dość wygodnie ulokowanymi miejscami dla graczy. Posiada bowiem naprawdę solidnie wyposażone miejsce do craftingu, w którym znajdziemy w zasadzie wszystkie najważniejsze stanowiska, wyłączając jedynie outfittera.

Cieszy również konstrukcja samych zadań. O ile większość z nich nadal opiera się na przecinaniu się przez zastępy wrogów i prowadzenie długich rozmów z mieszkańcami Elsweyr, o tyle twórcy nie boją się zabawić od czasu do czasu formą. Sporo jest tutaj choćby zagadek. Prostych, bo prostych, ale skutecznie urozmaicających rozgrywkę, wymuszając na przykład odpowiednie przesunięcie kamiennych bloków, znane doskonale weteranom Scalebreaker. Nie jest to specjalnie zajmujący motyw i na dłuższą metę mógłby męczyć, ale na szczęście twórcy nie wciskają go na każdym możliwym kroku. Miło wypada również debiutująca tu linka z hakiem, pozwalająca przyciągać się do specjalnych słupków, aczkolwiek jej użycie ogranicza się w większości do przewidzianych przez twórców momentów podczas zadań.

Tych jest tutaj natomiast całkiem sporo. Sam główny wątek składa się z sześciu długich zadań, a jeżeli wcześniej ukończymy Elsweyr, odblokujemy trzyquestowy epilog całej linii fabularnej, zwieńczony widowiskową, choć niestety mechanicznie dość męczącą walką z głównym złym. Poza tym poziomy powbijać można w trakcie trzynastu zadań pobocznych oraz dwóch zestawów misji dziennych. Po ich ukończeniu warto natomiast udać się do nowych delve’ów lub – jeżeli wcześniej wyposażymy się w zgraną ekipę – zapolować grupowych bossów i latające po mapie smoki. Kolekcjonerów czeka natomiast między innymi kilka nowych zestawów pancerzy, nowe style craftingowe czy elementy wyposażenia do domu, wliczając w to dwie nowe posiadłości do kupienia – Lucky Cat’s Landing i Potentate’s Retreat.

Dragonhold kończę zatem szczęśliwy, że po raz kolejny mogłem odwiedzić swoich mruczących braci w tak dobrym stylu, a jednocześnie nieco smutny, zdając sobie sprawę, że będzie to kolejny dodatek, do którego przyrównywał będę wszystko to, czego doświadczę później. Jeżeli podobało Wam się Elsweyr, to zdecydowanie warto pójść za ciosem i zaliczyć również Dragonhold. Rozszerzenie, choć mniejsze, trzyma poziom, a przy tym zamyka jakby nie patrzeć urwane zakończenie poprzednika (to akurat zmora większości dużych dodatków do TESO).

Call of Duty: Modern Warfare 2 Campaign Remastered

Gatunek: FPS

Producent: Infinity Ward, Beenox

Rok wydania: 2020

Grałem na: PlayStation 5

Gra dostępna również na: Xbox One, PlayStation 4, PC

Patrzę w kalendarz i oczom uwierzyć nie mogę. Jakże to? Piętnaście lat?! Przecież pamiętam, jakby to było wczoraj, kiedy pewnego listopadowego wieczora w 2009 roku w moje zdecydowanie zbyt młode jeszcze wtedy ręce trafiło pudełko z Call of Duty: Modern Warfare 2, a kolejne miesiące upływały mi na bezlitosnym młóceniu noobów (ja nie ginąłem, wcale a wcale, słowo harcerza!) w multi. Kontrowersyjna to była produkcja. Brak dedykowanych serwerów na PC, niesławna misja „No Russian”, która dla Infinity Ward i Activision była tym, czym growy Wiedźmin dla Sapkowskiego, czy też w końcu nieco zbyt odjechana i urwana fabuła. Mimo to tytuł ten wspominam z olbrzymim sentymentem, stawiając go w czołówce swoich ulubionych odsłon, więc po wydane cztery lata temu odświeżone Call of Duty: Modern Warfare 2 Campaign Remastered sięgam z równie wielką radością, co poślizgiem.

Edyta Górniak prawdopodobnie nauczyła Was już tego, jak ważna jest w życiu znajomość języka angielskiego. Przydaje się ona choćby w sprawach tak wielkiej wagi, jak kupno nowej gry. Posługując się językiem Szekspira i przeczytawszy tylko tytuł, połapiemy się, że Modern Warfare 2 Campaign Remastered zawiera wyłącznie kampanię. Niestety, gra została wykastrowana zarówno z kooperacyjnego trybu Spec Ops, jak i modułu wieloosobowego, co osobiście traktuję jako nieśmieszny żart. Kooperacja to tam jeszcze pikuś, ale porzucenie multi jest dla mnie ruchem kompletnie nie zrozumiałym, zważywszy na to, jak olbrzymią popularnością cieszył się on w momencie premiery. W Call of Duty 4: Modern Warfare Remastered jakoś potrafiono o nim nie zapomnieć.

No, ale nie skupiajmy się na tym, czego nie ma, bo i cenę odpowiednio obniżono, wołając za grę 109 złotych w wersji konsolowej. W moim odczuciu uczciwa cena, aczkolwiek przyznać muszę, że to mimo wszystko kwestia dyskusyjna, uwzględniając krótki czas trwania kampanii Modern Warfare 2. Tę ukończyć można bowiem w zaledwie kilka godzin, ale będą to przynajmniej godziny wypełnione emocjonującymi scenami i niemalże nieprzerwaną akcją. Infinity Ward w trakcie tworzenia MW2 wyraźnie inspirowała się filmami Michaela Baya
(banał, ale cóż poradzę, że trafny?), więc oddech musimy łapać w zasadzie między jednym wybuchem a drugim, o ile twórcy akurat nie wsadzą nas na pędzący w dół ośnieżonego zbocza skuter śnieżny.

Kampania nawet po latach bawi równie mocno, aczkolwiek musicie wziąć pewną poprawkę na przyklejone do moich oczu okulary nostalgii. By jednak nie zamieniać tego tekstu w laurkę, pozwólcie, że szczerze sobie przez chwilę ponarzekam. O ile pod względem rozgrywki Modern Warfare 2 broni się wyjątkowo dobrze, może nie licząc co bardziej głupkowatych momentów pokroju obrony burgerowni, o tyle pod względem samej historii jest już nieco mniej kolorowo. Pomysł jest kapitalny i mający za zadanie przede wszystkim zaszokować Amerykanów, przenosząc linię frontu na ich podwórko. By nie zdradzać za dużo, Rosja sprowokowana przez wskazujący na USA atak terrorystyczny, dokonuje inwazji na Stany.

Historia ta obfituje w pamiętne sceny do tego stopnia, że naprawdę trudno jest mi wybrać tylko kilka, zwłaszcza że naszpikowano ją dodatkowo tyloma zwrotami akcji, że nie chciałbym zdradzić zbyt wiele. Ot, tak ogólnikowo, jak tylko się da, Waszyngton nocą, wizyta w faweli czy wypad do domku w górach to coś absolutnie cudownego. Miałem jednak nie słodzi, więc w czym tkwi haczyk? Cóż, te wszystkie piękne momenty połączono ze sobą przy pomocy śliny, a całość nie rozłazi się chyba tylko dlatego, że bijące od wybuchów gorąco zespoliło wszystkie te elementy ze sobą.

Już w momencie premiery czułem, że historia Modern Warfare 2 średnio się ze sobą spina i teraz mogę to nareszcie potwierdzić. Fabułę śledzi się dość trudno, często dopowiadając sobie pewne rzeczy, bo twórcy postawili chęć szokowania ponad napisanie klarownego scenariusza. Mało tego, to tytuł, który w pewnym stopniu pozbawiono finału, przerzucając go do wydanego dwa lata później Modern Warfare 3, co frustruje równie mocno teraz, co kiedyś. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że w ogólnym rozrachunku nie przeszkadza to w żaden znaczący sposób. Całość trzyma się na tyle mocno i jest otoczona taką ilością akcji, że fabularne braki uderzają nas tak naprawdę, dopiero kiedy na ekranie pojawiają się napisy końcowe.

A samo odświeżenie? Cóż, prezentuje się naprawdę dobrze, choć nie należy spodziewać się cudów. W żadnym razie nie jest to poziom oprawy z Modern Warfare II czy nawet Modern Warfare z 2019 roku, ale wciąż MW2 prezentuje się zacnie, potrafiąc niekiedy zachwycić krajobrazem. Tu i tam dodano również nowe animacje, w tym możliwość obejrzenia trzymanej w rękach broni. Wciąż perfekcyjnie wypada ścieżka dźwiękowa, zarówno kiedy mowa o towarzyszącej przygodzie muzyce, jak i grze aktorskiej czy odgłosach broni. Całość śmiga przy tym płynnie i bez najmniejszych potknięć technicznych, co akurat w kontekście tej serii nie powinno być niczym zaskakującym. Można psioczyć na rozgrywkę czy fabułę, ale technicznie Call of Duty dowoziło niemalże zawsze.

Teraz psikus, bo z czystym sercem mogę polecić Call of Duty: Modern Warfare 2 Campaign Remastered chyba wyłącznie tym, którzy już tę odsłonę ograli bądź tym, którzy chcą po prostu fajnie postrzelać i nie będzie przeszkadzać im urwane zakończenie. Jeżeli bowiem zależy Wam na poznaniu dobrej, militarnej opowieści, to pamiętać musicie o tym, że Modern Warfare 3 na konsolach pozostało zamknięte na sprzętach 7. generacji. No, przynajmniej dla posiadaczy PlayStation, bo na Xboksie odpalicie je w ramach wstecznej kompatybilności, a PC to PC i nie musi przejmować się jakimiś tam generacjami. Toteż jeżeli nie przeszkadza ani Wam urwane zakończenie, ani niedzisiejsza już oprawa przy ewentualnym sięgnięciu po finał, to Call of Duty: Modern Warfare 2 Campaign Remastered warto złapać. To wciąż tona dobrej zabawy i aż szkoda, że Activision nie połasiło się na pakiet całej trylogii, najlepiej z trybami sieciowymi.

Komentarze

Popularne posty