Licencjokalipsa (128)
Marvel’s
Iron Man VR udało się
trafić do grona gier przeznaczonych na PlayStation VR, które z pewnością należy
wziąć pod uwagę zaopatrując się w ten sprzęt. Choć niepozbawiona wad, nie da
się jej odmówić tego, że pozwala naprawdę poczuć się niczym Człowiek z Żelaza. Pokusiłem
się również przy jej okazji, by jeszcze raz spojrzeć wstecz, tym razem
skupiając się na grach na filmowych licencjach.
Tłumaczę
się też dlaczego kupiłem Island Saver: Dino Island – dodatek z
dinozaurami do gry edukacyjno-rozrywkowej dla dzieci…
Posłuchajcie…
Licencjokalipsa
Jak
dotąd w 2020 roku nie ukazała się żadna towarzysząca filmowej premierze gra. Poniekąd
można by winę zrzucić na panującą obecnie pandemię, aczkolwiek zważywszy, że
lista tytułów opartych na filmach na Wikipedii kończy się na 2017 roku, a
poszukiwania tego typu produkcji z ostatnich trzech lat w Google’u nie dają
żadnych wyników – śmiem twierdzić, że to wcale nie koronawirus. Nawet w 2017
roku nie było tak kolorowo, bo ukazały się zaledwie 4 gradaptacje. Dla
porównania 2007 rok zalał branżę aż 29-oma grami na filmowej licencji. Co się u
licha wydarzyło przez te dziesięć lat?
Dla
uściślenia dodam, że poprzez gradaptację mam na myśli, jak sama nazwa wskazuje,
grową adaptację filmu. Z powyższych liczb wykluczyłem więc wszystkie produkcje
jedynie osadzone w filmowych uniwersach, ale w żaden inny sposób z nimi
niezwiązane (tj. niemające promować nadchodzącego obrazu). Toteż na potrzeby
tego tekstu produkcje pokroju tegorocznego Predator: Hunting Grounds czy też
nadchodzącego Marvel’s Avengers kompletnie dla mnie nie istnieją. W zasadzie
zeszłoroczny Zombieland: Double Tap i Narcos: Rise of the Cartels przerwały tę
ciszę w eterze, choć to i tak wyłącznie kropla na pustyni.
Harry Potter and the Sorcerer's Stone (2001) |
Zmniejszenia
się liczby gier na filmowych licencjach nie jest czymś nad wyraz trudnym do
zaobserwowania, a stwierdzeniem tego faktu nie zabłyśniemy raczej w
towarzystwie. Nie stało się to w końcu z dnia na dzień i cały ten proces trwa tak
naprawdę od lat. Również odpowiedź na postawione przeze mnie w pierwszym
akapicie pytanie jest dość prosta – tworzenie tego typu gier w erze smartfonów
stało się po prostu nierentowne. W końcu dużo łatwiej i taniej jest wypchnąć na
rynek prostą, opartą na mikropłatnościach grę mobilną zamiast ryzykować tworząc
nieco ambitniejszy, ale też zdecydowanie droższy produkt mający w dodatku konkurować
z produkcjami AAA. Zwłaszcza teraz, kiedy choć średnia półka cenowa gier powoli
się odradza, nadal dzielimy gry na tytuły wysokobudżetowe oraz indyki.
Żal
mi jest nieco tego utraconego już najprawdopodobniej na zawsze segmentu, bo
choć zazwyczaj były to małe koszmarki, na których widok chciało się wyłupić
sobie oczy przy pomocy leżącej obok łyżeczki po herbacie, nie da się odmówić im
pewnego uroku. I wiem, że w tym momencie przemawia przeze mnie przede wszystkim
nostalgia, ale w całym tym zalewie szrotów pojawiały się momentami naprawdę
niezłe kąski. Za dzieciaka zagrywałem się choćby w pierwsze części Harry’ego
Pottera oraz Shreka 2, a po latach doceniłem również choćby znośne Cars 2. Nie
da się jednak ukryć, że tragiczna reputacja gier filmowych zazwyczaj odpychała
graczy od ich kupna nawet wtedy, kiedy okazywały się one być wcale
nienajgorszymi produkcjami. Segment ten musiał zatem umrzeć.
Iron Man (2008) |
Przyznam
się też szczerze, że, pomimo całej mojej nostalgii, za nic w świecie nie
wróciłbym do tamtych czasów. Zdecydowanie bardziej odpowiada mi obecny model, w
którym całe kupsko trafia na mobilki, a na moją konsolę lub PeCeta trafiają
wyłącznie te co ciekawsze, robione w większości z sercem produkcje, które nie
ograniczają się wyłącznie do opowiedzenia nam w gorszy sposób znanej już
historii. Wolę raz do roku dostać Marvel’s Spider-Man niż co miesiąc zgrzytać
zębami przy kolejnych odtwórczych, odlanych z tej samej formy nudnych
strzelankach z Bondem lub brawlerów z Kapitanem Ameryką, Hulkiem lub Iron
Manem.
Marvel’s Iron
Man VR (PlayStation VR)
Gatunek:
Strzelanka
Developer:
Camouflaj
Rok
wydania: 2020r.
Gra
dostępna wyłącznie na PlayStation VR
Mojarecenzja Marvel’s Iron Man VR dla serwisu Gamerweb.pl
Z
VR-em mam ten problem, że od początku swojej przygody z nim nie udało mi się
jeszcze trafić na grę, która autentycznie pozwoliłaby mi się poczuć jak jej
bohater. Może to wina moich gogli – PlayStation VR w końcu jest zdecydowanie
słabszym sprzętem o większości opcji PeCetowych, ale trochę w to wątpię, bo oto
świeżutki jeszcze Marvel’s Iron Man VR sprawił, że zakładając „czapkę”
mimowolnie ogłaszałem światu, że „jo sem żelaznyj chłop” przy okazji budząc
wszystkich domowników, bo przecież słów tak podniosłych nie wypada mamrotać, a
należy wręcz wykrzykiwać.
Przyznam się jednam, że w sam tytuł nie bardzo wierzyłem. To znaczy, wyczekiwałem go i, jako że to jeden z najważniejszych tytułów na PS VR w tym roku, miałem nadzieję, że okaże się dobrym, ale moja wpojona za młodu niechęć do gier licencjonowanych i, nie ma co się oszukiwać, niekiedy koszmarnie wyglądające zwiastuny napawały mnie niepokojem. Rad jestem zatem, że mogę Wam z czystym sercem oznajmić, że Marvel’s Iron Man VR okazał się całkiem niezłą grą. Brak tu rewolucji, a i trapi ją sporo problemów, ale koniec końców bawiłem się dobrze i chwilami faktycznie czułem się jak Iron Man.
Zaskakująco intuicyjne, choć kulejące w wymagających precyzji momentach, sterowanie jest, w moim odczuciu, głównym tego powodem. W końcu jedną z najważniejszych charakterystyk samego Iron Mana jest to, że lata i walkę prowadzi przede wszystkim w powietrzu. Możliwość poruszania się we wszystkich osiach w połączeniu z różnymi rodzajami wyposażenia wbudowanych w nasz pancerz, i koniecznością unikania atakujących nas przeciwników (tutaj głównie dronów bojowych) niemal z definicji ma potencjał stanięcia graczowi ością w gardle. Na szczęście w studio Camouflaj zdołało zaprojektować to wszystko w taki sposób, że nie tylko w żadnym nie miałem problemu z odnalezieniem się w sytuacji, ale bezustannie kompletnie się zapominałem, oddając się w pełni napakowanej adrenaliną, dynamicznej walce. Jest to bowiem absolutnie najjaśniejszy punkt programu Marvel’s Iron Man VR czyniący go jednocześnie jednym z najlepszych VR-owych doświadczeń na PlayStation VR.
Jeśli
przed przeczytaniem tego tekstu kliknęliście w odnośnik prowadzący do mojej
recenzji gry na Gamerweb.pl zastanawiać Was może dlaczego oceniłem grę tak
nisko (przynamniej jak na standardy branży), skoro tak ją chwalę. Otóż Iron Man
VR w mojej opinii nie zasługuje na wyższą notę. Walka powietrzna, na którą
składa się lwia część gry, jest, co prawda, fenomenalna, ale niestety w wielu
innych aspektach tytuł ten po prostu nie domaga. I mogą to być małe popierdółki
pokroju zbyt dużej ilości ekranów ładowania, łatwo uciekającego z pola widzenia
interfejsu, ale i nie trudno znaleźć tu również większe przewiny, jak choćby
to, że momentami gra bywa okrutnie wręcz brzydka (składający się z dwóch ulic
na krzyż Szanghaj), a przynajmniej jedna trzecia misji to zapychacze polegające
na przelatywaniu przez obręcze, co przypomina raczej Supermana 64 aniżeli współczesną
grę. Średnio porywająca i do bólu przewidywalna jest też fabuła, w której
przychodzi nam stanąć naprzeciw tajemniczej Ghost pragnącej zmusić nas (tj.
Tony’ego Starka) do odpowiedzenia za grzechy przeszłości.
Nic
jednak nie obniża oceny tak skutecznie jak fakt, że Marvel’s Iron Man VR ma
tendencję do odbierania nam kontroli nad bohaterem, co skutecznie niszczy
immersję. No, bo jak tu się wczuwać skoro nagle zostajemy przewróceni i widzimy
swoje leżące na ziemi ciało, choć fizycznie czujemy, że jesteśmy po szyję
zatopieni w betonie; albo nawet kiedy zamiast móc samemu podać komuś jakiś
przedmiot, nasza ręka robi to kompletnie bez naszego udziału. VR wymaga
niestety zupełnie innego podejścia w wielu kwestiach i najczęściej najlepiej
jest po prostu przekazać pełnię kontroli w ręce gracza. Zatem choć Marvel’s
Iron Man VR dał mi mnóstwo frajdy i jestem w stanie wiele mu wybaczyć lub
chociaż przymknąć oko na błędy, jest to tytuł daleki od ideału.
Island Saver:
Dino Island (Xbox One)
Dodatek
Developer:
Stormcloud Games
Rok
wydania: 2020r.
Dostępny
także na PlayStation 4 i PC
No,
także tego… Czuję, że muszę się tutaj trochę wytłumaczyć. W końcu jaki dorosły
chłop kupuje dodatek do przeznaczonej dla dzieci gry mającej na celu uczyć
młodzików o ekologii i oszczędzaniu? Przede wszystkim jednak, dlaczego? No,
widocznie ja… Choć nie mam dzieci, darmowy Island Saver spodobał mi się na
tyle, że autentycznie miałem ochotę na więcej, a przy okazji mogłem w ten
sposób wesprzeć twórców. Chciałem to zrobić przede wszystkim dlatego, że, jak
wspominałem w tekście sprzed dwóch tygodni, Stormcloud Games podeszło do swojej
gry wyjątkowo uczciwie, nie starając się wzbogacić na naiwności i podatności na
reklamę dzieciaków. Gra jest darmowa, dostarcza sporo wartościowych treści, dając
przy okazji trochę frajdy, a jedynym możliwym (przynajmniej na tę chwilę)
zakupem jest właśnie dodatek Dino Island wprowadzający do gry czwartą, pełną
dinozaurów wyspę.
I
jest to absolutnie najlepsze, co dała mi ta gra, bo bawiłem się świetnie
sprzątając kolejne zakamarki nowej wyspy, karmiąc dinozaury, które w zamian, po
osiodłaniu, pozwalały mi pojeździć (lub, w przypadku pterodaktyla, polatać) na
swoich grzbietach. Czułem się jakbym cofnął się w czasie do swojego
dzieciństwa, kiedy to rozkochany w dinozaurach Ross z Przyjaciół oglądałem przy
pomocy wciśniętych na nos tekturowych okularów 3D książeczkę obrazkową pełną
tyuranozaurów, diplodoków i wielu innych jaszczurek klasy premium. Jednak
podobnie jak podstawka, również dodatek poza przyjemną, niezobowiązująca zabawą
niesie ze sobą trochę życiowych mądrości tym razem mówiących o konsekwencjach
zadłużania się. Fabularnie pomagamy bowiem prosiakowi Newtonowi, który w
trakcie swoich eksperymentów niestety utknął na wyspie, a z braku pieniędzy
pozadłużał się biedak i teraz kompletnie nikt nie chce z nim współpracować.
Nasza w tym rola, by chłopinie pomóc, a ten w zamian pomoże i nam wydostać się
z krainy dinozaurów. Wszystko odbywa się tak jak dotychczas. Nie ma tutaj może
żadnych urozmaiceń i to nadal gra o sprzątaniu i strzelaniu w szlamowe
potworki, ale niezmiennie relaksuje i sprawdza się idealnie w połączeniu z
jakimś podcastem lub audycją.
Też się zagrywałem w pottera a ostatnio widząc stream zagrajnika z drugiej części postanowiłem sobie odświeżyć. Cały niedzielny poranek ustawiałem i modowałem grę a resztę dnia w miarę możliwości ogrywałem. Efektem jest gra w 21:9 (2560x1080) z poprawnie wyświetlającym się menu, z 8x nadrpóbkowym AA i 16AF z panelu sterowania. Sterowaniem poprawionym tak aby obsługiwało strefowanie i prawidłowy mouselook, żyroskop i tuchpad w steamcontrollerze. Gra była robiona dla pieców więc są takie elementy jak nauka zaklęć, gdzie powtarzamy wzór zaklęcia różdżką, żyroskop sprawdza się w tych sekwencjach przednie a tuchpad idealnie do obsługi kamery i kierunku lotu miotłą. Skok i zaklęcia na trigerry żeby nigdy nie trzeba było zdejmować kciuka z analoga i tuchpada i gra się świetnie. Nawet nagrałem całe przejście i może kiedyś opublikuję. https://youtu.be/MeQwqpC6u30
OdpowiedzUsuńWygląda świetnie. Swoją drogą, nadal nie przestaje mnie zaskakiwać jak dobrze wyglądają stare gry w podbitych rozdzielczość. Jasne, wciąż są okrutnie blokowate, ale jednocześnie wyglądają bardzo czysto i miło dla oka.
Usuń