Call of Royale (163)

 

Niegdyś Call of Duty wyznaczało strzelankowe trendy, dziś zaledwie stara się za nimi nadążyć. Nie da się ukryć, że opisywane dziś Call of Duty: Warzone nie sili się na wynajdowanie koła na nowo, ale wcale nie oznacza to, że jest to zła gra. Wręcz przeciwnie.

Posłuchajcie…

Call of Duty: Warzone

Gatunek: Sieciowy FPS

Developer: Infinity Ward

Rok wydania: 2020r.

Grałem na: Xbox Series X

Gra dostępna także na: Xbox Series S, Xbox One, PlayStation 5, PlayStation 4, PC

Tryb Blackout w Black Ops 4 okazał się całkiem udanym projektem, choć nie mógł on konkurować z molochami pokroju PUBG, Fortnite’a czy też wydanego kilka miesięcy później Apex Legends. Nieustająca nawet do dzisiaj popularność wszelakich battle royale’ów sprawiła jednak, że nieuniknionym było pojawienie się kolejnych „blackoutowych” iteracji w tej czy innej formie. Ale nikt nie był przygotowany na tak nagłą premierę Call of Duty: Warzone, które w cyfrowych sklepach pojawiło się zaledwie dzień po zapowiedzi, a w ciągu kilku kolejnych liczba graczy nowego battle royale’a Activision osiągnęła pułap kilkunastu milionów.

W żadnym razie nie jest to nic dziwnego, bo przecież nie dość, że gra należy do jednej z najbardziej uznanych marek „giereczkowa”, to w dodatku jest kompletnie darmowa, nie licząc oczywiście płatnych skórek i innych tego typu pierdółek. Co jednak najważniejsze, Call of Duty: Warzone jest po prostu bardzo dobrą produkcją, oferującą możliwość przeżycia kapitalnych i trzymających w napięciu akcji. Naprzeciw 150 innym graczom możemy ruszyć samotnie lub jako członek małego, liczącego od dwóch do czterech graczy zespołu. Ta druga opcja jest atrakcyjna zwłaszcza dla laików gatunku takich jak ja, których szanse na przetrwanie, nie wspominających nawet wygranej, w pojedynkę nie napawają zbyt wielkim optymizmem.

Niemniej nawet samotni gracze będą przy Warzone bawić się naprawdę dobrze, bo remedium na początkowe poczucie zagubienia będą tu porozrzucane po mapie kontrakty, czyli drobne zadania do wykonania, nadające grze celowości. Ot, może to być polecenie zabezpieczenia danego punktu na mapie, zdobycia jakiegoś przedmiotu czy też w końcu sprzątnięcia konkretnego gracza. Pomysł ten przyjąłem z otwartymi ramionami, ciesząc się, że nareszcie nie muszę tylko i wyłącznie biegać po olbrzymiej mapie, modląc się, by nie dosięgnął mnie pocisk rozeznanego w terenie snajpera. Co więcej, doprowadziło to do kilku ciekawych momentów, kiedy to na zaznaczonym na minimapie obszarze w kuckach poszukiwałem swojego celu, mozolnie sprawdzając każde pomieszczenie, by finalnie zaskoczyć siebie nawzajem na drabinie. Nie brzmi to nader powalająco, ale emocje i poczucie niepewności temu towarzyszące są niepowtarzalne. Zresztą w grze nie zabraknie również pojedynków snajperskich, samochodowych pościgów czy prowadzenia morderczego ostrzału z pokładu znalezionego śmigłowca.

Jakby tego było mało, sama mapa, na której toczy się akcja Warzone pełna jest smaczków, które zmiękczą serce każdego fana serii, pozwalając na odwiedzenie miejscówek ze starszych odsłon. Chyba najbardziej charakterystyczną z nich jest budynek stacji telewizyjnej z Call of Duty 4: Modern Warfare, w którym spędziłem niezliczone godziny zarówno w singlowej kampanii, jak i walcząc z innymi graczami w multi. Niestety pomimo wszystkich moich zachwytów nad Call of Duty: Warzone, na dłużej nie zdołały mnie przyciągnąć ani epickie akcje, ani emocjonujące tropienie celu, ani nawet nostalgiczne podróży do znajomych lokacji. Battle royale raczej nigdy nie stanie się moich ulubionym trybem/gatunkiem i zawsze będę preferował dynamiczną młóckę na ciasnych mapach, którą seria to rozkochała mnie w sobie wiele lat temu. Jeżeli jednak jesteście pod tym względem zupełnie ode mnie różni, sięgnijcie po Warzone, o ile jeszcze tego nie zrobiliście. To naprawdę dobra pozycja.

Komentarze

Popularne posty