Cyfry (185)
Niby Zimna Wojna, a na samo wspomnienie ciepło się robi w serduszku. Powrót do Call of Duty: Black Ops po niemalże jedenastu latach jedynie potwierdził jak genialna była to strzelanka.
Posłuchajcie…
Call of Duty: Black Ops
Gatunek: FPS
Developer:
Treyarch
Rok
wydania: 2010r.
Grałem
na: PC
Gra
dostępna również na: PlayStation 3, Xbox 360
Moja
relacja z Call of Duty: Black Ops jest odrobinę skomplikowana. W wielu swoich
tekstach dawałem już przejaw swojemu uwielbieniu do tej odsłony serii –
kapitalnemu klimatowi Zimnej Wojny i ciemnych rządowych gierek, oraz
odświeżającym widokom rozdartego wojną Wietnamu, w którym toczyła się lwia
część gry. Black Ops doceniłem jednak dopiero po latach, bo moje pierwsze
zetknięcie się z owym tytułem nie wypadło najlepiej. Widzicie, premiera
pierwszych „blopsów” przypadła na szczytowy okres mojej miłości do Call of Duty
– w 2010 roku spędziłem chore, jak na moje standardy, ilości czasu przy
fenomenalnym Modern Warfare 2, wcześniej jeszcze więcej godzin pakując w
oryginalne Modern Warfare oraz, w szczególności, World at War.
Nie
było więc najmniejszych wątpliwości, że nadchodzące Call of Duty: Black Ops
musiałem mieć u siebie już w dniu premiery. Tego samego dnia zainstalowałem
grę, pobrałem wymagane aktualizacje i… zawiodłem się jak nigdy wcześniej.
Okazało się, że „blopsy” posiadały fatalną optymalizację, więc chociaż mój
ówczesny komputer bezproblemowo radził się z wydanym zaledwie rok wcześniej i
wyglądającym w moim odczuciu lepiej MW2, Black Ops ostro przycinało nawet na
najniższych ustawieniach graficznych. Sytuacja zirytowała mnie do tego stopnia,
że poprzysiągłem sobie wówczas, że już nigdy nie kupię żadnego Call of Duty na
premierę, czego do dzisiaj kurczowo się trzymam, choć obecnie powodem są raczej
wysokie ceny gier, a nie zadra sprzed lat. Już wtedy wiedziałem jednak, że
Black Ops to gra wyjątkowa, bo pomimo bycia na nią obrażonym, nie tylko
kilkukrotnie ukończyłem kampanię, ale wbiłem też około 50 godzin w sieciowych
potyczkach.
Lata
jednak mijają, a ludzka pamięć pozostaje zawodna. Toteż choć na świetność Call
of Duty: Black Ops powoływałem się wielokrotnie, chociażby pisząc o
zeszłorocznym Call of Duty: Black Ops Cold War, nie mogłem być pewnym, iż tytuł
nadal jest tak dobry, jakim go zapamiętałem. Postanowiłem więc wrócić i przy
okazji nacieszyć się wysokiej jakości grafiką i płynną rozgrywką, na które
nareszcie pozwolił mi mój obecny sprzęt. Z radością odkryłem zatem, że nawet po
jedenastu latach od premiery, Black Ops wciąż pozostaje jednym z najlepszych
militarnych shooterów dostępnych na rynku. Dziwię się nawet, że Activision nie
zdecydowało się na wypuszczenie jego zremasterowanej edycji, jak zrobiono to w
przypadku dwóch pierwszych odsłon Modern Warfare. A przydałoby się, bo choć
pierwsze „blopsy” wciąż wyglądają znośnie, wyraźnie widać już efekt
bezkompromisowych działań upływających lat, zwłaszcza na przykładzie niskiej
rozdzielczości tekstur i przerywników filmowych, a także sterowania przy pomocy
kontrolera na PC.
Jeżeli
jednak tylko zdołamy tych kilka bolączek przeboleć, Black Ops zabierze nas w
niezapomnianą podróż do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Autentycznie
zazdroszczę wszystkim tym, którzy nie mieli jeszcze okazji poznać tej historii,
bo scenarzyści Treyarch odwalili kawał kapitalnej roboty. Dość powiedzieć, że
Black Ops Cold War w wielu momentach widocznie starało się naśladować
pierwowzór. Odkrywanie tajemnic umysłu przesłuchiwanego przez bliżej
niesprecyzowaną organizację Alexa Masona i łączenie ze sobą różnych faktów to
nadal świetna zabawa. Weterani, tacy jak ja, mogą z kolei cieszyć się
poszlakami dotyczącymi punktu zwrotnego fabuły, który przy pierwszym ukończeniu
mocno przetrzepał mi banię.
Odświeżającym
okazała się również prostota rozgrywki, której w Call of Duty nie było od lat.
Black Ops opowiada o sekretnych przepychankach rządów światowych mocarstw w
trakcie Zimnej Wojny, więc w grze nie uświadczycie niepotrzebnego gadżeciarstwa
i futuryzmu. Używamy przede wszystkim klasyków pokroju m.in. „kałachów” i M16-ek,
sporadycznie wspieranych przez nieco bardziej zaawansowane celowniki termiczne
i tym podobne dodatki. Świetnie wyważono również tempo akcji, dając od czasu do
czasu potrzebny graczowi czas na odpoczynek, dzięki czemu Black Ops nie nudzi
nawet przy ponownym przejściu. Duża w tym zasługa zróżnicowania scenariuszy
kolejnych misji – poza klasycznym strzelaniem będziemy tu mieli okazję do zasiadnięcia
za sterami helikoptera szturmowego lub łodzi bojowej, nie zabrakło też
sekwencji skradanych i przenikania pod przebraniem do wrogiej bazy. Oczywiście,
nie jest to gra idealna, więc momentami kląłem pod nosem na trudny do
odczytania poziom zdrowia, a sam finał wciąż wydaje mi się zbyt pośpieszny i
pozostawiający tym samym poczucie niedosytu. Są to jednak pierdoły, które nie
ujmują Black Ops zbyt wiele – to wciąż kapitalna produkcja, po którą warto
sięgnąć nawet dzisiaj.
Komentarze
Prześlij komentarz