Krainy lodu (321)
Przedstawiam wam dwa różne światy, dwa różne dodatki do fantastycznych
gier. Z jednej strony Tomb Raider II: Golden Mask Remastered, odświeżona wersja
klasyki, która wciąż potrafi zaskoczyć. Z drugiej strony The Elder Scrolls
Online: Orsinium, które pokazuje, że czasem warto sięgnąć po mniej oczywiste
historie, by odkryć niezwykłe przygody.
Posłuchajcie…
Tomb Raider II: Golden Mask Remastered
Dodatek
Producent: Aspyr
Rok wydania: 2024
Grałem na: PlayStation 5
Gra dostępna również na: Xbox Series X/S,
Xbox One, PlayStation 4, Nintendo Switch, PC
Moja recenzja Tomb Raider II: Golden Mask Remastered na Pograne.eu
Dodatek do recenzji dostarczył wydawca.
Nie ma co udawać, jestem tchórzem. Pierwsza, horrendalnie trudna połowa
dodatku Unfinished Business wywołała u mnie traumę tak dużą, że przed
rozpoczęciem przygody z Tomb Raider II musiałem łyknąć kilka głębszych, a tuż
przed sięgnięciem po rozszerzające go Golden Mask, żona musiała wydzierać mnie
spod łóżka. Okazało się jednak, że cały ten galimatias był kompletnie zbędny,
bo twórcy wyciągnęli odpowiednie wnioski, dzięki czemu drugi dodatek w historii
serii okazuje doświadczeniem nie tylko bezbolesnym, ale również naprawdę
przyjemnym.
Jeżeli jednak spodziewacie się, że tym razem zaserwowano nam jakkolwiek
rozbudowaną historię, to ponownie srogo się zawiedziecie. Golden Mask po prostu
się rozpoczyna, a Lara wpada do prawdopodobnie okrutnie zimnego jeziora gdzieś
w Alasce, nie ujawniając nam zbyt wielu informacji, co do celu naszej wyprawy.
Ten trzeba sobie wykoncypować samemu, bazując na wydarzeniach z kolejnych
czterech misji, lub przeczytać w internecie (ewentualnie instrukcji, jeżeli
jesteście posiadaczami pudełkowego wydania). W skrócie chodzi o odnalezienie
ukrytej gdzieś pod śniegami Alaski indiańskiej Złotej Maski, która… no, w sumie
to nie wiadomo o niej wiele więcej. Bez obaw, historia absolutnie nie jest dla
tego dodatku jakkolwiek ważna.
Liczy się wyłącznie przygoda, a ta – na całe szczęście – jest tutaj
wyśmienita. Golden Mask serwuje nam bowiem zestaw czterech nowych, zupełnie
unikalnych wizualnie poziomów, co stanowi miłą odmianę po mimo wszystko
odtwórczym Unfinished Business. Wszystkie są przy tym wyjątkowo spójne. Przez
lodowe jaskinie przechodzimy zatem do opuszczonej, rosyjskiej kopalni, pod
którą ukryto indiańską świątynię i cuda na kiju w postaci rzeki złota czy
bujnego lasu. Całość nawet w odświeżonej przez Aspyr wersji z tego roku jest
wprawdzie widocznie blokowata, ale wciąż wszystkie te widoki oraz miejscówki
robią kapitalne wrażenie i zwyczajnie zapadają w pamięci. Spora w tym zasługa
nowych tekstur, dzięki którym Golden Mask odcina się grubą kreską od tego, co
widzieliśmy do tej pory w Tomb Raider II.
Również pod kątem ich projektu poziomy wypadają naprawdę zacnie.
Zdecydowanie lepiej chociażby wyznaczono balans pomiędzy walką a segmentami
zręcznościowymi i zagadkami. W połączeniu z nieco przestronniejszymi „arenami”
czyni to strzelaniny po prostu przyjemniejszymi. Ani razu nie czułem, że
przedzieram się przez nieustającą falę przeciwników, choć w ogólnym rozrachunku
nadal wyrżnąłem ich całkiem sporo. Odrobinkę zmienia się to pod koniec, ale
nawet wtedy potyczki nie męczą. Szkoda jedynie, że nie posilono się o żadnych
nowych przeciwników. Należący do grupy Avalanche wrogowie w Golden Mask to tak
naprawdę przebrani kultyści z Fiamma Nera, a zwierzątka przefarbowano na
ułatwiające kamuflaż w śniegu jasne barwy. Mało tego, nawet finałowego bossa
widzieliśmy już w podstawce. Nie wpływa to może jakoś bardzo negatywnie na
doświadczenia płynące z gry, ale jeśli Tomb Raider II zaliczyliście na sto
procent, to towarzyszyć będzie Wam uczucie dziwnego deja vu.
Warto w tym miejscu nadmienić, że wszystkie poziomy w Golden Mask,
podobnie jak te z oryginału, oferują zestaw znajdziek. O ile jednak do tej pory
zebranie ich wszystkich wynagradzało nasz trud wyłącznie satysfakcją, o tyle
tym razem twórcy postanowili zaserwować nam coś bardziej wartościowego –
Nightmare in Vegas. To całkowicie nowy poziom, a przy tym pierwsza prawdziwie
miejska lokacja w historii serii (Wenecji nie liczę, bo to dość specyficzne
miasto). Warto się zatem natrudzić, by móc pobiegać sobie po wirtualnej, choć
mocno kanciastej wersji stolicy hazardu.
Poza tym jednak dodatek zmienia niewiele względem oryginału. Twórcy
wprawdzie pobawili się nieco odgłosami tła, dzięki one teraz odrobinę
różnorodniejsze w trakcie zabawy, ale nie jest to coś, co byłoby zbyt mocno
odczuwalne. To jednak, co dodano, w zupełności wystarcza, bym mógł – ku mojemu
niemałemu zaskoczeniu – uznać Golden Mask za najlepsze, co Tomb Raider II ma do
zaoferowania, nawet pomimo braku nowych broni czy przeciwników. Lepszy balans
rozgrywki oraz zróżnicowane, kreatywne lokacje sprawiają, że oferowane przez
rozszerzenie eliminuje pewne bolączki oryginału, a przy okazji zachowuje
świeżość, co przecież w przypadku dodatków nie jest tak oczywiste.
The Elder Scrolls Online: Orsinium
Dodatek
Producent: ZeniMax Online Studios
Rok wydania: 2015
Grałem na: PlayStation 5
Dodatek dostępny wyłącznie na PlayStation
4, Xbox Series X/S, Xbox One, PC
Orkowie nigdy nie byli moją ulubioną rasą w światach fantasy. Zazwyczaj
przedstawia się je jako niezbyt rozgarnięte i raczej prymitywne ludy, których
jedynym językiem jest brutalna siła. Niezłe mięso armatnie, ale nic poza tym.
Tak przynajmniej myślałem do momentu sięgnięcia pod dodatek Orsinium do The Elder Scrolls Online, który nie tylko odczarował dla mnie rasę zielonoskórych,
ale również zaskoczył swoim rozmiarem. Nie dość, że to teoretycznie mniejsze
DLC dorównuje zawartością pełnoprawnym rozdziałom pokroju chociażby Necroma, to
w niektórych aspektach je po prostu przewyższa.
Widać to przede wszystkim na przykładzie fabuły, która jako jedna z
nielicznych w historii The Elder Scrolls Online nie traktuje o kolejnych
próbach podboju Nirnu przez Daedry. Wręcz przeciwnie, Orsinium okazuje się
wyjątkowo przyziemne, więc choć wciąż pojawiają się tutaj wątki nadnaturalne –
w końcu to fantastyka – to clou tej opowieści pozostaje sytuacja polityczna
tytułowej stolicy Wrothgaru. Orkowie po latach nareszcie mogli bowiem powrócić
na swoją ojczystą ziemię, ale mierzyć muszą się teraz z klanowymi podziałami i
wojnami, a my dość szybko poznajemy dążącego do zjednoczenia rodów króla Kuroga
i rozpoczynamy pracę nad ziszczeniem jego marzenia.
Kilkugodzinny, główny wątek Orsinium uważam za jeden z lepszych, które
pojawiły się w The Elder Scrolls Online. Mam wrażenie, że zdecydowanie zbyt
często twórcy skupiają na opowieściach o ludziach i elfach, tym samym
zaniedbując pozostałe, jakże liczne rasy zamieszkujące Tamriel. W efekcie
pozwalające zgłębić nieco bardziej orkowe społeczeństwo fascynuje historią tego
ludu i jego społeczną dynamiką, a przy tym opowiada po prostu świetnie napisaną
historię z licznymi zwrotami akcji i niejednowymiarowymi bohaterami. Początek
może się wprawdzie nieco dłużyć, lecz kiedy już akcja nabierze tempa, a intryga
zacznie się komplikować, trudno jest się oderwać od wątku głównego.
Mimo wszystko warto, bo poza nim klasycznie jest tu mnóstwo rzeczy do
roboty, na czele z licznymi zadaniami pobocznymi, pozwalającymi jeszcze mocniej
poznać mieszkańców Wrothgaru oraz ich wierzenia. Dobrym tego przykładem jest
lokalne muzeum, na którego zlecenie możemy wyruszyć na poszukiwania zaginionych
reliktów związanych z historią orków. Fani eksploracji z pewnością będą
usatysfakcjonowani, kiedy ich wędrówki pozwolą im nie tylko na ujrzenie masy
ślicznych widoczków, ale też uzupełnią muzealne wystawy, które później będą
mogli podziwiać i przeczytać co nieco o odnalezionych artefaktach.
Przyznam jednak, że sam Wrothgar bynajmniej nie skradł mojego serca. To
sporych rozmiarów, całkiem ładna i klimatyczna (muzyka robi swoje) kraina,
która mimo wszystko nie wyróżnia się niczym szczególnym. Wyjątkiem jest
tytułowe, pełne monumentalnych budowli Orsinium, które jest odbudowywane wraz z
fabularnymi postępami. Olbrzymi zamek czy znajdująca się w centralnym punkcie
miasta świątynia robi kapitalne wrażenie i żałuję, że tego samego nie mogę
powiedzieć o pokrytych śniegiem górach na jego wschodzie czy nieco cieplejszym
dolinom na zachodzie. Nie oznacza to oczywiście, że świat jest pusty, bo
znajdziemy w nim parę pomniejszych miasteczek i wiosek, a także liczne wyzwania,
w tym sześciu nowych bossów, arenę dla solowych graczy czy dwie nowe instancje
– Old Orsinium i Rkindaleft.
Poza tym zabraknąć nie mogło nowych strojów (orkowe pancerze prezentują
naprawdę zacnie, dodam, przywodząc na myśl mongolską hordę), zestawów
uzbrojenia, charakterystyczne dla obszaru zwierzątko i tego typu podobnej
drobnicy dla najwytrwalszych kolekcjonerów. Jednak nawet i bez tego Orsinium to
rozszerzenie jak najbardziej warte Waszych pieniędzy, zwłaszcza jeśli jesteście
już zmęczeni fabularną rutyną, w którą, zdaje się, popadła od jakiegoś czasu
ekipa ZeniMaxu. To przyjemnie świeża przygoda ze świetną historią i masą
zawartości pobocznej, którą spokojnie może stawiać na równi z Morrowindem czy
Necromem.
Komentarze
Prześlij komentarz