Tydzień 19 (Zombie Driver HD + Tropical Race Rage + Apocalypse Pack + Summer of Slaughter, NBA Live 18, State of Decay 2, Talisman: The Horus Heresy - Shadow Crusade)



Dawno nie było jakiegoś bardziej tematycznego wpisu, ale ten tydzień możemy ochrzcić mianem tygodnia zombie, bo sporo pozycji w zestawieniu o tę właśnie tematykę zahacza. Pierwsza z nich stanowi również polski akcent, bo Zombie Driver, sympatyczne (choć z problemami) połączenie Carmageddona i pierwszych GTA, oraz wszystkie DLC do niego są tworem szczecińskiego Exor Studios. Niemniej, tą ciekawszą grą o żywych trupach bez wątpienia jest wydane pod koniec maja State of Decay 2, sequel do fantastycznego miksu survival horroru oraz otwartego świata z elementami rozbudowy bazy. Ale to nie wszystko we wpisie, bo poza grami o nieumarłych, przeczytacie też co nieco o NBA Live 18, a na sam koniec proponuję kolejny dodatek do Talisman: The Horus Heresy zatytułowany Shadow Crusade.

Na YouTube natomiast dwa filmy. Pierwszy poświęcony temu, jak skonstruowany jest tryb fabularny w zeszłorocznym NBA Live i dlaczego to nie działa. Natomiast z drugiego dowiecie się, w jaki sposób State of Decay 2 przekazuje graczowi opowieść i w jaki sposób różnice między częścią pierwszą a sequelem wpływają na doświadczenie gracza.

Zapraszam!

Zombie Driver HD* (PlayStation 3)
Strzelanko-wyścigo-przechodniorozplaczanka z zombie
Exor Studios, 2013r.
Gra dostępna również na: Xbox 360, Windows

Skłamałbym, gdybym miał powiedzieć, że bawiłem się przy Zombie Driverze źle. Wręcz przeciwnie, gra naprawdę dostarcza sporo frajdy, ale głównie wtedy, kiedy nie rzucamy w ekran mięsem z powodu niedociągnięć technicznych.  Grę opisać by można w skrócie jako takiego Carmageddona z perspektywą z lotu ptaka. Nie bierzemy jednak udziału w pełnym śmierci wyścigu, a staramy się przeżyć apokalipsę zombie jeżdżąc na usługach armii swoją taksówką (albo innym z kilkunastu automobilów maści wszelakiej). Ma sens, nie? Ale spokojnie, główny bohater to złotówa-preppers (albo członek bojówki antyuberowskiej). Oznacza to tyle, że jego wehikuły są w stanie obsługiwać najróżniejsze typy broni palnej – od prostych CKMów do działek Gaussa.

Na papierze wygląda to spoko i w zasadzie, jak już wspominałem, przez większość czasu tak jest. Niekiedy jednak trafią się problemy tak frustrujące, że ma się ochotę wszystkim taksówkarzom w okolicy poprzebijać opony. Na przykład, notorycznie zdarzało mi się, że prowadzony przeze mnie samochód najechał na jakiś niewielki element otoczenia (dajmy na to, pudełko lub kawałek jakiegoś żelastwa) i utknął na nim. To znaczy, dalej mogłem jechać do przodu, ale funkcja skręcania zamieniała się w obiekt westchnień. Na szczęście, twórcy widocznie doskonale zdawali sobie sprawę z tego problemu, bo wyposażyli grę w opcje zresetowania pozycji pojazdu. Zawsze coś.

To jednak pikuś, bo największą bolączką Zombie Drivera jest praca kamery. Zarzekam się na wszystkie świętości, w żadnej grze nie miałem z nią takich problemów, jakie miałem w tym tytule. Niby w opcjach mamy do wyboru dwie wersje kamery – sprytną i głupią sztywną. Jedna gorsza od drugiej. Smart Camera tak jakby płynie za samochodem, dzięki czemu przy szybkich i gwałtownych skrętach nie zbiera się nam na mdłości. Niby fajnie, ale przy próbie cofania przy jednoczesnym skręcaniu kompletnie głupieje i gwarantuję, że nie będziecie w stanie rozeznać się, co właśnie oglądacie na swoich monitorach. Kamera sztywna, jak sama nazwa wskazuje, ustawiona jest na sztywno zaraz za samochodem. Likwiduje to problem z cofaniem, ale zapomnijcie o jakimkolwiek komforcie przy pokonywaniu zakrętów. W kampanii i trybie Slaughter (takie tam rozjeżdżanie zombiksów na punkty) da się to jeszcze przeżyć, ale w trybie wyścigów jest to po prostu koszmar. W sumie, tak jak teraz o tym piszę, to chyba wcale nie jest to tak fajny tytuł.

*Rozszerzona edycja Zombie Drivera z 2009r.

Zombie Driver HD: Tropical Race Rage (PlayStation 3)
Exor Studios, 2013r.
DLC dostępne również na: Xbox 360, Windows

Jak można domyślić się po nazwie, dodatek wprowadza do gry jeszcze jeden turniej związany z wyścigami, toczący się w ponoć tropikalnym raju. Ja tam jakoś tych tropików zbytnio nie widziałem. Były niby kaktusy i kilka mostów, ale żeby tam zaraz jakieś tropiki? Tak średnio świeże wizualnie są te nowe trasy (sztuk 6). Ważniejszą częścią dodatku jest jednak nowy pojazd, który kompletnie psuje grę w każdym z trybów, czyli ciężarówka wojska. Samochód bardzo odporny, o dużej sile przebicia i, po ulepszeniu, całkiem żwawy. Zatem w całym Zombie Driverze poruszałem się w zasadzie tylko nią, ewentualnie zastępując ją czymś o większej liczbie miejsc dla pasażerów, kiedy wymagała tego misja.

Zombie Driver HD: Apocalypse Pack (PlayStation 3)
Exor Studios, 2013r.
DLC dostępne również na: Xbox 360, Windows

Chyba najciekawszy dodatek z całej trójki, a przynajmniej najbogatszy w zawartość, choć ta i tak jest raczej skromna. W pakiecie dostajemy bardzo przyjemną mapę do trybu Slaughter w postaci bazy wojskowej. Podoba mi się przede wszystkim ze względu na jej stosunkową symetryczność, dzięki czemu można bardzo łatwo wyznaczyć sobie optymalną trasę, po której zamierzamy się poruszać. Poza tym dostajemy Aurocha, autko statystykami podobne do ciężarówki z  Tropical Race Rage, acz nieco wolniejsze, co nadrabia pojemnością. No, i jest też polski akcent (bo Zombie Driver stworzony został przez Polaków) w postaci Chaosa 126p, czyli poczciwego malucha w wersji buggy. Super szybki i tym samym niestety niegrywalny ze względu na kamerę.

Zombie Driver HD: Summer of Slaughter (PlayStation 3)
Exor Studios, 2013r.
DLC dostępne również na: Xbox 360, Windows

Bida, panie, bida! Nie kupować. W ofercie cała jedna mapa i to też niezbyt ciekawa, bo wygląda bardzo podobnie do tego, co oferuje podstawka. To już lepiej sobie ze dwa piwa kupić zamiast takiego DLC.

NBA Live 18 (Xbox One)
Koszykówka
EA Tiburon, 2017r.
Gra dostępna również na: PlayStation 4


Niemalże obiektywnie uznaje się NBA 2k za tę lepszą serię poświęconą koszykówce, a NBA Live od EA to raczej taki podlotek starający się dogonić konkurencję. Jest to też ciekawe, bo w większości dyscyplin sportowych to właśnie EA Sports ma monopol. Przecież Maddeny czy inne FIFY to dla nich maszynki do robienia kasy. Niestety, nie mają tyle samo szczęścia (lub talentu) jeżeli chodzi o koszykówkę. Był przecież nawet taki okres czasu, że NBA Live zniknęło z planu wydawniczego, a planowane NBA Elite został skasowany tuż przed premierą (co ciekawe, na rynku można od czasu do czasu natknąć się na kopię tejże gry, bo w niektórych miejscach trafiła do dystrybucji).

Po zagraniu muszę przyznać, że rozumiem krytykę, bo NBA Live 18 nie jest tytułem wolnym od problemów. Najbardziej irytowało mnie sterowanie, które w teorii jest niby całkiem okej, ale w praktyce miałem straszne problemy z ogarnięciem przez postać tego, co każę jej zrobić. Miałem wrażenie, że na moje komendy reaguje z opóźnieniem lub w ogóle zyskuje samoświadomość, bo nie wiem jak inaczej nazwać moment, kiedy lekko popycham gałkę żeby postawić kroczek do przodu, a gość leci mi na przepadło pod sam kosz, choć stał prawie w połowie boiska. Może to też wynikać z mojego nieobycia z grami sportowymi, bo wspaniały w nich nie jestem, ale w takiej FIFIE przykładowo nie mam najmniejszych kłopotów – jeżeli coś się chrzani to widzę, że to wina mojej nieporadności, a nie gry. Z kwestii technicznych przyczepić się też muszę do samego menu, które działa okropnie wolno i jest dość nieintuicyjne.

Dużym zawodem okazał się też wprowadzony w tej odsłonie tryb fabularny „The One”, z którym wiązałem spore nadzieje po zagraniu w FIFA 17: The Journey (nie był doskonały, ale całkiem spoko 6/10). Zwłaszcza, ze umożliwia stworzenie własnej postaci, a nawet zeskanowanie swojej twarzy, na której podstawie gra stworzy buzię zawodnika. Także zeskanowałem swoją kaprawą mordę, efekt czego jest całkiem okej, choć, nie powiem, doskonale nie było, i rozpocząłem swoją przygodę. Początek zapowiadał się spoko, bo okazuje się, że wracamy do małomiasteczkowej ligi (czy czegoś w ten deseń) po kontuzji. Niestety, od momentu dostania się do NBA jest bardzo kiepsko. To nie jest tryb fabularny, a raczej fabularyzowany tryb kariery. Kiepsko poprowadzone dialogi z nieznaczącymi wyborami odbywamy poprzez SMSy i w zasadzie to by było na tyle. Liczyłem na trochę więcej po prologu, gdzie znalazło się również miejsce na narratora opowiadającego o miejscówkach, do których podróżujemy oraz na nagrania ze studia sportowego, w których to udział brało dwóch dyskutujących komentatorów. Szkoda, że nie pociągnęli tego dalej, bo mogło wyjść z trybu The One coś naprawdę fajnego, a tak to mamy kiszkę.

State of Decay 2 (Xbox One)
Taki survival horror z rozbudową bazy
Undead Labs, 2018r.
Gra dostępna również na: Windows


Część pierwsza była dla mnie oraz dla wielu innych graczy niemałym zaskoczeniem, bo oto ukazał się tytuł o stosunkowo niskim budżecie, który pomysłem na siebie i jakością wykonania nie ustępuje grom AAA. Przed premierą określany był często jako swego rodzaju GTA z zombie, co, jak się później okazało, było spory niedopowiedzeniem. Mieliśmy bowiem do czynienia grą skupiającą się na przetrwaniu apokalipsy, w której ważniejsze od zabijania potworów było zawieranie sojuszy, dbanie o społeczność oraz rozbudowa bazy. Sequel to w zasadzie więcej tego samego, ale muszę z przykrością stwierdzić, że nie rozkochał mnie w sobie tak mocno jak oryginał.

Oczywiście, zamysł jest identyczny, graficznie jest ładniej, dodano trochę więcej opcji, ale zabrakło najważniejszej rzeczy - fabuły. Z jednej strony jest to ciekawy i całkiem sensowny ruch, bo wytwarzanie się w grach mikronarracji to ich największa zaleta. Dostajemy więc pozbawiony oskryptowanych momentów zarys fabularny opierający się o przyświecający nam główny cel gry, ale sposób osiągnięcia którego zależy już tylko i wyłącznie od nas. Dzięki temu każda rozgrywka jest inna i niemalże niepowtarzalna. Brzmi dobrze, nie? Jednak okazuje się, że to właśnie fabuła jedynki sprawiła, że tak bardzo zżyłem się z tym światem i postaciami go zamieszkującymi. W dwójce wszyscy byli mi obojętni i jestem pewien, że za kilka tygodni kompletnie zapomnę, jakich sąsiadów w tym tytule miałem. A tych z jedynki pamiętam pomimo upływu czasu.

Straszna szkoda, bo pod względem rozgrywki gra jest równie dobra, co jedynka. Musimy planować wypady po żywność czy inne potrzebne nam materiały (np. paliwo) i odpowiednio się do nich przygotować, bo wyruszenie na taką wyprawę postacią, która jest wycieńczona najprawdopodobniej skończy się jej śmiercią, a tej nie da się odwrócić. Śmierć jest tutaj permanentna. Sprawia to, że dość mocno zżywamy się z naszymi bohaterami i dbamy o nich, często zatrzymując kogoś o ważnych dla nas umiejętnościach w bazie, aby nic go nie zeżarło w pobliskich krzakach. Oczywiście, można rekrutować nowych członków, ale utrata kogoś, kim graliśmy przez parę godzin i nauczyliśmy go już paru przydatnych umiejętności… No, boli.

To też główna siła tego tytułu – immersja. Podczas gry zatapiamy się w ten świat nawet pomimo licznych błędów, które napotykamy od czasu do czasu. Ot, samochód wbije się w kamień albo postać podróżująca z nami zniknie pod mapą. To wszystko jest jeszcze do przeżycia. Zwłaszcza, że gra cały czas jest łatana, więc jeszcze trochę i będzie miodzio. Niestety, przeżyć nie mogę braku fabuły, bo odbiera to grze bardzo dużo. Gdyby nie to, State of Decay 2 zostałby moją grą roku.

Talisman: The Horus Heresy – Shadow Crusade (Windows)
Nomad Games, 2017r.
Dodatek dostępny również na: Android, iOS


Ten dodatek podobał mi się już dużo bardziej niż Prospero, bo wprowadza więcej nowych elementów, a i nowa część mapy jest również ciekawsza. Shadow Crusade opowiada o wydarzeniach w systemie Ultramar plądrowanym przez popleczników Horusa. Lokacja ta jest pokaźniejsza w rozmiarach niż Prospero i tworzy coś na zasadzie ścieżki zdrowia, której przejście, choć wymagające, daje nam duże korzyści, np. zdobycie talizmanu. Żeby nie było za łatwo, w dodatku wprowadzono system losu wojny – po wylosowaniu karty z nim związanej, jedna ze stron zdobywa przewagę nad drugą, otrzymując różnego rodzaju bonusy (choćby możliwość zdobycia co turę dwóch dodatkowych żyć). Potrafi to wywrócić do góry nogami całą sytuację na planszy i stanowi naprawdę świetny i świeży dodatek. Poza tym, oczywiście, dostajemy 6 nowych postaci oraz trochę nowych kart przygód. Bardzo fajne rozszerzenie, fanom oryginału polecam.

Pykmiś na YouTube

Komentarze

Popularne posty