Szaleństwo (198)

 

„Definicją szaleństwa jest robienie czegoś w kółko, za każdym razem spodziewając się innych rezultatów” – ten oto cytat Einsteina jest obecnie niemalże tożsamy z Vaaseem Montenegro, jednym z antagonistów trzeciego Far Cry’a, który teraz powrócił jako protagonista dodatku Far Cry 6 – Vaas: Insanity. Przy okazji słowa te perfekcyjnie opisują bezsensowność wojen, co przed laty starało się wytłumaczyć graczom Call of Duty: World at War.

O obu tych tytułach przeczytacie poniżej, ale by nie pozostawać jednak w tak mrocznej tematyce, pozwólcie, że na sam koniec przybliżę wam prościutkie i kolorowe Seed of Life, które można by ochrzcić Zeldą z dyskontu.

Posłuchajcie…

Far Cry 6 – Vaas: Insanity

Dodatek

Developer: Ubisoft Toronto

Rok wydania: 2021r.

Grałem na: Xbox Series X

Dodatek dostępny również na: Xbox Series S, Xbox One, PlayStation 5, PlayStation 4, PC

Moja recenzja Far Cry 6 – Vaas: Insanity dla Gamerweb.pl

Nie ma bohatera, który lepiej pasowałby do formuły roguelike’a niż Vaas Montenegro z Far Cry’a 3. Jego słynna definicja szaleństwa perfekcyjnie oddaje założenia tego gatunku, bo czyż koniec końców nie polega on na robieniu w kółko tego samego z nadzieją, że tym razem rezultat będzie inny? Nic więc dziwnego, że pierwszy z trzech zaplanowanych do Far Cry 6 dodatków – Vaas: Insanity – poświęcony jest właśnie jemu, aczkolwiek najprawdopodobniej wszystkie pozostałe również utrzymane będą w formule „rogala”.

Zdaję sobie sprawę, że wielu fanów serii poczuła w tym momencie zawód, ale Far Cry w gatunku roguelike sprawdza się zaskakująco dobrze, co jakiś czas temu udowodniło mi rozszerzenie Escape from Durgesh Prison do „czwórki”. Gra się w to zdecydowanie inaczej niż przyzwyczaiły nas do tego kolejne odsłony cyklu, bo śmierć oznacza, że całą przygodę zaczynać musimy od początku. Uspokajam, Vaas: Insanity to roguelike w wersji lite, więc po śmierci zachowujemy zdobyte umiejętności, odblokowane bronie oraz część zdobytych pieniędzy. Tym samym każdy kolejny cykl jest łatwiejszy od poprzedniego, a ciągłe poczucie rośnięcia w siłę daje masę satysfakcji i motywuje do dalszej rozgrywki.

Zagrać warto też dla samej fabuły, bo Vaas: Insanity to dość bezpośrednia kontynuacja wątku tytułowego Vaasa z „trójki”, w której zostaje on uwięziony wewnątrz swojego umierającego umysłu. Naszym celem jest ucieczka z tego pokręconego miejsca, do czego potrzebne będą nam trzy fragmenty Smocznego Sztyletu. Historia dodatkowo pogłębia relację Vaasa oraz Citry, więc starzy fani protoplasty wszystkich kolejnych odsłon serii zdecydowanie powinni się tym elementem gry zainteresować. Należy jednak pamiętać, że koniec końców jest to rozszerzenie nastawione przede wszystkim na wypełnioną akcją i pompującą do krwi adrenalinę rozgrywką, która skutecznie przykuła mnie do telewizora na ładnych kilka godzin. I to pomimo faktu, że z reguły nie przepadam za „rogalami”.

Call of Duty: World at War

Gatunek: FPS

Developer: Treyarch

Rok wydania: 2008r.

Grałem na: Xbox Series X

Gra dostępna także na: Xbox 360, PlayStation 3, Nintendo Wii, PC

Wydany kilka tygodni temu Vanguard okazał się dla mnie tak olbrzymim zawodem, że zmuszony zostałem szukać pocieszenia w starszej, ale też zdecydowanie lepszej odsłonie serii. Od dłuższego już czasu chciałem powrócić po raz kolejny do Call of Duty: World at War, bo choć fanem marki jestem od debiutu oryginału w 2003 roku, to właśnie z nim wiąże się najwięcej moich wspomnień. Był to nie tylko pierwszy tytuł, który odpaliłem na moim nowiutkim wówczas komputerze, ale też pierwsza gra, która na dobre rozkochała mnie w sieciowym komponencie serii. Spędziłem niezliczone godziny wojując z innymi graczami na drugowojennych mapach World at War, przy okazji opędzając się od krwiożerczych psów przeciwników bagnetem podpiętym do mojej wiernej Arisaki.

Powrót okazał się jednak dość bolesny, co w znacznej mierze jest wynikiem sięgnięcia po konsolową wersję World at War. Okazuje się bowiem, że człowiek naprawdę szybko przyzwyczaja się do dobrego, a jeszcze szybciej zapomina, że kiedyś wcale nie było tak różowo. Xboksa 360 pamiętam jako pierwszą konsolę, która pokazała mi, że granie w strzelanki na padzie nie tyle nie musi być mordęgą, ale może być nawet całkiem wygodne. Przez lata byłem więc święcie przekonany, że to właśnie Xbox 360 i PlayStation 3 pomogły konsolowym FPS-om osiągnąć perfekcję pod względem sterowania. Jakże wielkie było zatem moje zdziwienie, kiedy po uruchomieniu Call of Duty: World at War okazało się, że gra mi się po prostu niewygodnie. Celowanie jest jakieś takie sztywne, a ja sam muszę co chwila korygować pozycję swojego celownika, poruszając się w lewo i w prawo, czego nie robiłem od lat. W efekcie, dzięki ponownemu ograniu WaW nieco zniszczyłem sobie kolorowe wspomnienia z konsolami siódmej generacji, ale jednocześnie pozwoliło mi to jeszcze bardziej docenić to, co mamy obecnie.

A przynajmniej pod względem technologii, bo pod względem scenariusza i klimatu World at War bije takiego Vanguarda na głowę. To naprawdę jedna z najlepszych kampanii w historii serii, choć w momencie premiery dość mocno przyćmiona była sukcesem niezwykle filmowego Modern Warfare. Powrót do realiów drugiej wojny światowej i postawienie na raczej naturalistyczne, pozbawione hollywoodzkiego sznytu ukazanie wojny był dość kontrowersyjnym wyborem, ale jakże cieszę się, że go dokonano. World at War pozbawione jest patosu poprzedniczek i na każdym kroku zdaje się mówić „wojna to piekło, nie zapominaj o tym”. Ciężkie karabiny maszynowe i strzelby dosłownie masakrują ciała przeciwników, często pozostawiając ich pozbawionych kończyn i dogorywających w przesiąkniętym krwią błocie. Zwłaszcza rosyjska kampania pełna jest brutalnych scen, w których radzieckie wojska nie okazują ani krztyny litości poddającym się Niemcom. Na Pacyfiku nie jest jednak dużo lepiej – Japończycy z lubością torturują jeńców, a kolejne sceny zasadzek i samobójczych szarż na długo pozostają w pamięci. Naprawdę warto jest przemęczyć się przez nieco archaiczne już sterowanie, by doświadczyć kampanii Call of Duty: World at War, bo takie gry powstają naprawdę rzadko.

Aha, i przygotujcie się na naprawdę nieludzkie ilości grantów posyłanych w waszą stronę…

Seed of Life

Gatunek: Przygodowa gra akcji

Developer: MadLight

Rok wydania: 2021r.

Grałem na: PC

Gra dostępna wyłącznie na PC

Świat stanął na krawędzi zagłady! Źli kosmiczni najeźdźcy wylądowali na powierzchni planety, by podbić ją poprzez bezcelowe tuptanie w kółko wśród pustych i powtarzalnych kanionów. Na całe szczęście pośród dwojga ludzkich mieszkańców znalazła się bohaterka – młoda dziewczyna, która postanowiła wyruszyć w świat, by uruchomić tytułowe Ziarno Życia, co w magiczny sposób odeśle kosmicznych najeźdźców z powrotem tam, skąd przybyli! Czyż nie brzmi to niesamowicie epicko i zachęcająco?

Seed of Life to gra tak diabelnie odtwórcza, że choć od jej ukończenia minęło zaledwie kilka dni, całość już zaczyna się mi zlewać w bezkształtną masę. Twórcom w żadnym razie nie można odmówić ambicji, bo celowali w stworzenie przygodowej gry akcji w półotwartym świecie z masą różnorodnych mechanik i ciekawych wyzwań do pokonania. Niestety ambicja nie zawsze idzie w parze z talentem oraz budżetem, co w przypadku Seed of Life jest boleśnie widocznie poprzez stopień niedopracowania gry. Nie zrozumcie mnie źle. To nie jest tak, że Seed of Life to tytuł przepełniony błędami, w który absolutnie nie da się grać, ale wyraźnie czuć, że wszystkie z wrzuconych do gry mechanik sklejono na ślinę. 

Mimo wszystko całość z jakiegoś powodu przyciągała mnie swoją prostotą i przaśnością, więc potrzebne do ukończenia Seed of Life pięć godzin zleciało mi zaskakująco szybko. Jest to bowiem jedna z tych gier, które pomimo całej masy zagadek środowiskowych i sekwencji skradanych w nich zawartej, nie wymagają zbyt intensywnego myślenia, toteż całość przechodzi się niejako na autopilocie. Okazuje się zatem, że cała ta wtórność i nijakość jest jednocześnie największym atutem Seed of Life, bo można się przy tym tytule kapitalnie odprężyć, ciesząc przy okazji oczy stosunkowo ładnymi widoczkami, a następnie wymazać go na zawsze ze swojej pamięci.

Komentarze

Popularne posty