Najgorszy tydzień ever! (224)

Ale z tymi grami w tym tygodniu to dajcie spokój… Kto to słyszał? Nie dość, że Best Month Ever! od Warszawskiej Szkoły Filmowej to przewspaniały spektakl niekompetencji i prawdopodobnie najgorsza gra, w jaką w życiu grałem, to jeszcze dodatek Glutton’s Gamble do Tiny Tina's Wonderlands wpadł na sam koniec, z miejsca stając się ziarnkiem kukurydzy na tym fekalnym torcie.

Posłuchajcie...

Best Month Ever!

Gatunek: Narracyjna przygodówka

Deweloper: Warsaw Film School Video Game & Film Production Studio

Rok wydania: 2022

Grałem na: PlayStation 5

Gra dostępna także na: Xbox One, PlayStation 4, Nintendo Switch, PC

Moja recenzja Best Month Ever! dla Pograne.eu

O Best Month Ever! opowiadam także w 25. epizodzie TrójKastu

Logo Warszawskiej Szkoły Filmowej ma szansę stać się dla gier tym, czym logo Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej dla kina – oznaką raczej marnego produktu i zmarnowanych pieniędzy. Best Month Ever! – debiut „studia” w postaci narracyjnej przygodówki – jest tego idealnym dowodem, bo w tak złą grę nie grałem już bardzo, ale to bardzo dawno. Przez moje konsole przewinęło się już naprawdę sporo badziewia, ale twór absolwentów i pracowników WSF zostawia wszystkie te tytuły daleko w tyle, swoją niekompetencją przebijając nawet takie koszmarki jak Ride to Hell: Retribution.

Autentycznie trudno jest mi przywołać jakąkolwiek pozytywną cechę Best Month Ever!, bo nie zagrało tu absolutnie nic. Od szpetnej, straszącej niskiej jakości modelami i brakiem cieniowania grafiki, przez pokręconą i pozbawioną kontaktu z rzeczywistością fabułę, aż po masę błędów i niedoróbek technicznych, sprawiających, że premierowy Cyberpunk 2077 zdaje się być przy tym tytule technologiczną perełką. Rozumiem, że są to gry o drastycznie różnych budżetach, ale nie oszukujmy się, nawet bez pieniędzy można stworzyć coś dobrego, jeżeli posiada się odpowiednie chęci i umiejętności. Wystarczy sięgnąć po pierwszego lepszego indyka, by się o tym przekonać.

Potencjał był tutaj spory, bo gdyby za Best Month Ever! zabrało się kompetentne studio, moglibyśmy dostać wciągającą i poruszającą opowieść o kochającej matce, próbującej przed swoją śmiercią znaleźć dla swojego czarnoskórego synka dom w rasistowskiej Ameryce z roku 1969. Niestety, otrzymaliśmy jedynie przekombinowaną i próbującą poruszyć zbyt wiele różnych tematów papkę, nieoferująca ani ciekawej fabuły, ani jakkolwiek sensownej rozgrywki. Indiańskie wierzenia, problem pedofilii w kościele i jej odbioru w małych, mocno religijnych miejscówkach to ważne tematy, ale należałoby im poświecić osobną historię, a nie wpychać na siłę do traktującego o czymś zupełnie innym Best Month Ever!.

To klasyczny przykład zgubionego przez własne ambicje Ikara. Ekipa z Warszawskiej Szkoły Filmowej zdecydowanie ugryzła więcej niż zdołała przełknąć, a kiedy już im to wszystko przez gardło przeszło, efektem okazały się być wyłącznie wzdęcia i niestrawność. Szkoda marnować na ten tytuł pieniędze i czas, bo nie da on Wam absolutnie nic poza rozczarowaniem. Zbyt dużo mamy na rynku dobrych narracyjnych przygodówek, by sięgać zamiast nich po takie badziewie jak Best Month Ever!.

Tiny Tina’s Wonderlands: Glutton’s Gamble

Dodatek

Deweloper: Gearbox Software

Rok wydania: 2022

Grałem na: Xbox Series X

Gra dostępna także na: Xbox Series S, Xbox One, PlayStation 5, PlayStation 4, PC

O Tiny Tina’s Wonderlands: Glutton’s Gamble opowiadać będę także w 26. epizodzieTrójKastu

Straciłem już jakąkolwiek nadzieję, że kolejne rozszerzenia do Tiny Tina’s Wonderlands będą w końcu dobre. Po ukończeniu Coiled Captors mogłem się jeszcze łudzić, ale wydane kilka dni temu Glutton’s Gamble skutecznie mnie z cieplutkich objęć ułudy wyrwało i uświadomiło, że w przyszłości nie zmieni się absolutnie nic. Do gry trafić mają jeszcze dwa rozszerzenia i absolutnie nic nie zapowiada, by miały czymkolwiek różnić się od poprzedników. Spodziewać zatem należy się kolejnych zbitek aren w „rogalikowym” sosie, których ukończenie zajmie nam około pół godziny.

Glutton’s Gamble to bowiem perfekcyjna kopia Coiled Captors, nie zmieniająca praktycznie nic w rozpoczętej przez poprzednika formule. Dostajemy więc pięć bazujących na lokacjach z podstawki aren, a całość wieńczy finałowy boss, którego pokonanie odblokowuje kilka dodatkowych miejscówek w endgame’owych Chaos Chambers. Niby jest tu trochę więcej polotu, bo pojawia się kilka nowych wariacji wizualnych przeciwników, a sama wiedźma – antagonistka rozszerzenia – stawia zdecydowanie większe wyzwanie niż Chums z Coiled Captors, ale mimo wszystko wciąż po trzydziestu minutach grania trudno jest się nie poczuć oszukanym.

Komentarze

Popularne posty