Śmierć, motocykle i ptaszki (221)
Pozwólcie,
że w tym tygodniu zaczniemy od klepsydr, bo oto za trzy dni (w momencie
publikacji) swój żywot zakończy America’s Army: Proving Grounds, czyli
strzelanka tworzona w celach promocyjnych przez wojsko USA. Obecnie pod
respiratorem znajduje się również Battlefield 2042, którego liczba graczy jakiś
czas temu spadła poniżej tysiąca, więc jeżeli chcecie załapać się jeszcze na tę
grową katastrofę, to śpieszcie się.
Tyle
ze smutnych wiadomości, teraz będzie tylko lepiej, bowiem okazuje się, że
MotoGP 22 jest grą na tyle dobrą, że będzie w stanie przekonać do siebie nawet
największych przeciwników wirtualnych wyścigów motocyklowych. Jeżeli jednak od
azjatyckich suszarek wolicie amerykańską klasykę, koniecznie sprawdźcie Grand
Theft Auto IV: The Lost and Damned z
gangami motocyklowymi w roli głównej.
Na
sam koniec pozostawiam tekst wyjaśniający, dlaczego Wingspan pomogło mi publicznie
przyznać się, że lubię ptaszki.
Posłuchajcie…
America’s Army: Proving Grounds
Gatunek: FPS
Deweloper: United States Army
Rok wydania:
2015
Grałem
na: PC
Gra
dostępna także na: PlayStation 4
Fakt,
że wojsko Stanów Zjednoczonych stworzyło w celach marketingowych sieciową
strzelankę jest równie przerażający, co imponujący. Zwłaszcza, że America’s
Army w swojej roli sprawdza się ponoć nadzwyczaj dobrze, skutecznie zachęcając
młodych Amerykan do wstępowania w kamasze. Przez lata zachodziłem w głowę, co
takiego ma w sobie ta gra, że jest w stanie skłonić ludzi do ryzykowania
swojego życia, walcząc na obcej ziemi. W swoim życiu grałem w wiele lepszych
lub gorszych strzelanek różnej jakości, ale absolutnie żadna nie zasadziła w
mojej głowie myśli, że powinienem zapisać się do wojska.
Przyszła
zatem pora, by w końcu sprawdzić, czym amerykańska propaganda karmi swoich
rodaków. Zwłaszcza, że America’s Army: Proving Grounds, czyli najnowsza jak dotąd
odsłona serii, zakończy swój żywot w trzy dni od publikacji tego tekstu (zatem
jeżeli chcecie jej spróbować, to śpieszcie się). W ciągu ostatnich kilku
tygodni pograłem sobie zatem trochę i muszę przyznać, że nie przybliżyło mnie
to ani o krok do zrozumienia fenomenu tej gry. Ot, zwykła sieciowa strzelanka
jakich wiele, którą można by nazwać darmową wersją Rainbow Six: Siege.
Każdy
z graczy ma jedno życie, więc wygrać można albo wykonując wytyczne, albo
zwyczajnie wybijając drużynę przeciwną. Mecze polegają zazwyczaj na
eskortowaniu VIP-a lub przeniesieniu dokumentów do punktu wyjścia, choć
większość graczy raczej skupia się na eliminacji wroga. I nie powiem, strzela
się przyjemnie, a postawienie na realizm dodaje rozgrywce czynnik
adrenalinogenny, ale nie jest to tytuł, który w jakikolwiek sposób wyróżnia się
na tle konkurencji. Nie tylko obecnie, ale nawet w kontekście 2015 roku.
Przykro mi zatem poinformować o tym Wujka Sama, ale America’s Army: Proving
Grounds nie pomogło mi podjąć decyzji o zapisaniu się do armii USA. Mniejsza z
tym, że i tak bym raczej nie mógł.
Battlefield 2042
Gatunek: FPS
Deweloper: EADice
Rok
wydania: 2021
Grałem
na: Xbox Series X
Gra
dostępna także na: Xbox Series S, Xbox One, PlayStation 5, PlayStation 4, PC
O Battlefield 2042 opowiadam także w 23. epizodzie Trójkastu.
Myślałem,
że po małej katastrofie, którą okazał się być Battlefield V, zupełnie nic mnie
już nie zaskoczy. Wtem, cały na biało wchodzi Battlefield 2042, który sprawia,
że kontrowersyjny poprzednik wydaje się być z dzisiejszej perspektywy zupełnie
standardową strzelanką, a przecież miało być tak pięknie… Mądre głowy z EA
prezentowały nam cudowną wizję powrotu do korzeni – skupieniu się wyłącznie na
trybie wieloosobowym w klimatach leciwej już trójki, ale na zdecydowanie
większą skalę. Zarówno pod względem rozmiaru map i liczby graczy, jak i
poruszanej tematyki katastrofy ekologicznej i późniejszej krwawej walki
upadłych państw o surowce.
Oczekiwania
były zatem olbrzymie, a finalnie wyszło jak zawsze, bo Battlefield 2042 „piątce”
nie dorasta do pięt, nie wspominając już o fenomenalnej „jedynce” z 2016 roku. Grając,
ma się wrażenie, że seria cofnęła się w rozwoju o dobrych kilka lat. Nie mówię
tu już nawet o braku kampanii dla pojedynczego gracza, bo akurat to nie boli
mnie jakoś bardzo. Dużo większym problemem jest znikoma liczba map i trybów
rozgrywki, a także masa brakujących animacji i mechanik, dzięki którym
poprzedniczki budowały tę niesamowita immersję. Wystarczy odpalić jakiekolwiek
porównanie, by załamać się, widząc jak wiele z Battlefielda 2042 wycięto.
Mimo
wszystko, nie uważam go za grę jednoznacznie złą, bo wydaje mi się, że byłaby
to zdecydowanie zbyt surowa ocena. Battlefield 2042 wciąż da Wam sporo radości,
ciesząc oczy widowiskowymi, pełnymi wybuchów i chaosu akcjami, tak bardzo
charakterystycznymi dla serii. Pojedynki snajperskie, zabawy w kotka i myszkę z
polującym na nas czołgiem, czy karkołomne powietrzne bitwy – wszystko to nadal
tu jest i działa równie dobrze, jak zawsze. Problem w tym, że jako całokształt,
Battlefield 2042 jest produktem wyraźnie uboższym, więc trudno usprawiedliwić
wydawanie na niego kupy pieniędzy, kiedy za ułamek jego ceny można nabyć
poprzednie, zdecydowanie popularniejsze odsłony serii.
A
przynajmniej tak malowała się sytuacja na premierę, bo od tamtej pory Battlefield
2042 zdołał już solidnie stanieć. Sam kilka miesięcy temu kupiłem pudełko za
95zł, a obecnie spokojnie można znaleźć je za połowę tej ceny. Nie powinno to
jednak nikogo dziwić. Od premiery minęło już ponad pół roku, a w tym czasie
Battlefield 2042 nie tylko nie poprawił się, ale też stał się istnym memem,
zwłaszcza ze względu na ciągle uszczuplającą się liczbę graczy. Obawiam się
zatem, że jeżeli tak dalej pójdzie, to tytuł ten skończy na śmietniku growej
historii. Szkoda, bo mogliśmy mieć coś naprawdę świetnego.
MotoGP 22
Gatunek:
Wyścigi
Deweloper:
Milestone
Rok
wydania: 2022
Grałem
na: PlayStation 5
Gra
dostępna także na: Xbox Series X/S, Xbox One, PlayStation 4, Nintendo Switch,
PC
Moja recenzja MotoGP 22 dla Pograne.eu
Zajrzałem
sobie z ciekawości do mojego stareńkiego tekstu o Driveclub Bikes, czyli jednego
z nielicznych przedstawicieli wyścigów motocyklowych, w które przyszło mi
kiedykolwiek zagrać. Szczerze powiem, że nie lada się zaskoczyłem tym, jak
mocno negatywne były moje odczucia z rozgrywki, bo oto teraz - trzy lata
później – bawiłem się wręcz wybornie, kręcąc kółka w MotoGP 22, a przecież
wcale nie miałem zbyt wielu okazji, by zgłębiać sztukę jazdy jednośladem. Wręcz
przeciwnie, była takowa tylko jedna. Z pewnością jest to więc poniekąd zasługa
mojego rozwoju jako gracza i otwierania się na nowe gatunki, ale sądzę też, że
niemałą rolę odegrała w tym sama gra.
MotoGP
22 należy do tych zdecydowanie bardziej realistycznych gier wyścigowych, więc twórcy
starali się jak najwierniej oddać wrażenia płynące z jazdy motocyklem. Czy im
się to udało? Muszę im wierzyć na słowo, bo nigdy żadnego nie prowadziłem, ale
sam model jazdy wyszedł im nadzwyczaj dobrze. Czuć ciężar maszyn, a ich
prowadzenie wymaga nieco umiejętności i sporo skupienia, bo nawet najmniejszy
błąd, jak choćby zahamowanie lub dodanie gazu w nieodpowiednim momencie,
poskutkuje bolesną wywrotką i utratą pozycji. Na całe szczęście MotoGP 22 wcale
nie zamyka się na totalnych laików i dzięki uwzględnieniu licznych asyst, jest
idealnym sposobem na rozpoczęcie swojej przygody z wirtualnymi motocyklami.
Jednak
nawet po ich włączeniu rozgrywka nie staje się bezmyślna, więc choć opcje
pokroju przewinięcia czasu o kilka sekund lub wspomagania hamowania wyrównają
szanse początkujących, nie wygrają wyścigów za nich. MotoGP 22 daje zatem masę
frajdy i satysfakcji, bo na przestrzeni kariery stopniowo stajemy się coraz
lepsi, ucząc się zupełnie nowego stylu jazdy. Zwłaszcza jeżeli dotychczas
ograniczaliśmy się wyłącznie do samochodówek, ponieważ nagle okaże się, że
wszystko, czego się przez lata nauczyliśmy, tutaj skaże nas na porażkę. Wystarczy
jednak schować dumę do kieszeni i z pokorą przeanalizować popełnione błędy, by
okazało się, że MotoGP 22 to prawdopodobnie tylko początek Waszej przygody z
gatunkiem. Tak przynajmniej było w moim przypadku.
Grand Theft Auto IV: The Lost and Damned
Dodatek
Deweloper: Rockstar North i Rockstar Toronto
Rok
wydania: 2009
Grałem
na: Xbox Series X
Dodatek
dostępny także na: Xbox 360, PlayStation 3, PC
Jako
trzynastolatek, byłem absolutnie zakochany w The Lost and Damned. Dodatek ten
trafił w idealny moment w moim życiu, kiedy fascynowało mnie wszystko, co
związane z tematyką gangów motocyklowych. Czytałem na ten temat książki,
oglądałem filmy i pochłaniałem seriale, więc pojawienie się wysokobudżetowej
produkcji w tych klimatach było spełnieniem moich marzeń. Zwłaszcza, że
pracowali nad nią mistrzowie z Rockstar Games, którzy rok wcześniej zatrząsnęli
branżą w posadach, wypuszczając wybitne Grand Theft Auto IV.
Tajemnicą
Poliszynela jest fakt, że The Last and Damned jest tym mniej popularnym z
dwóch, wchodzących w skład kompilacji Episodes from Liberty City dodatków. The
Ballad of Gay Tony zdecydowanie lepiej wpasowywało się w gusta większości
graczy, oferując bardziej bombastyczną rozgrywkę i klubowy klimat. The Lost and
Damned to natomiast – podobnie jak podstawka – historia znacznie bardziej
przyziemna, opowiadająca o wyniszczającej, wewnętrznej walce o kontrolę nad
gangiem. Brak tu epickich kradzieży pociągów i szaleńczych pogoni za
startującymi odrzutowcami, ale to właśnie ta prostota i ugruntowanie w
rzeczywistości tak mocno mnie do tego rozszerzenia przyciągają.
Przyznam jednak, że odpalając The Lost and Damned po raz pierwszy od kilku ładnych lat, czułem się nieco znużony początkiem i miałem wręcz wrażenie, że jako gracz zmieniłem się na tyle, że potrzebuję odrobinę więcej szaleństwa. Na szczęście nie trwało to długo, bo chwilę później historia Johnny’ego Klebitza po raz kolejny wessała mnie do przestępczego światka Liberty City, a ja rozpłynąłem się w ciężkim klimacie gangów motocyklowych.
Przejażdżki ryczącym motocyklem
przy dźwiękach klasycznego rocka po prostu robią swoje, a nałożony ziarnisty
filtr w połączeniu z jakby częściej deszczową pogodą sprawia, że ulice miasta
wydają się jeszcze niebezpieczniejsze niż dotychczas. Zatem choć większości
misji rzeczywiście brakuje większego polotu, to dodatek The Lost and Damned do
Grand Theft Auto IV wciąż zdecydowanie warto sprawdzić, choćby ze względu na
unikatową tematykę.
Wingspan (Na Skrzydłach)
Gatunek:
Karcianka
Deweloper:
Monster Couch
Rok
wydania: 2020
Grałem
na: PC
Gra
dostępna także na: Xbox One, Nintendo Switch, PC, Mac, Android, iOS
Uwielbiam
momenty, w których raz na jakiś czas odpalam komputerową adaptację gry planszowej
i momentalnie wsiąkam, rozważając przy tym zakup fizycznej edycji. Tak było
niegdyś w przypadku Carcassonne, tak jest i teraz w przypadku Wingspan, które w
polskich sklepach możecie znaleźć pod nazwą Na Skrzydłach. Ta niepozorna gra
ujmuje niecodzienną tematyką i ciekawym podejściem do mechaniki karcianki.
Całość skupia się bowiem na ptakach, a w trakcie zabawy rywalizujemy z innymi
graczami o to, kto stworzy najlepszy ptasi rezerwat.
W
tym celu dobieramy pięknie ilustrowane karty ptaków, poświęcając niekiedy swoje
tury na zdobycie odpowiedniego rodzaju pożywienia oraz jaj, które potrzebne
będą do zasiedlenia każdego z trzech regionów (las, łąka i jezioro) więcej niż
jednym „pierzakiem”. Cudowne jest w tym wszystkim to, że choć Wingspan jest grą
kompetetywną, nic nie stoi na przeszkodzie, by spokojnie tworzyć swoje
rezerwaty, nie zwracając uwagi na przeciwników. Ba, żeby zobaczyć jak sobie
radzą, musimy sami zadecydować o podejrzeniu ich rezerwatów.
Tym
samym, Wingspan to gra idealna do relaksu po długim dniu, w czym zdecydowanie
pomaga przepiękna muzyka, a i głos Krystyny Czubówny, wyczytujący krótkie
ciekawostki o zagranym przed chwilą ptaku, okazuje się być nad wyraz kojącym. Sama
gra w moim odczuciu sprawdzi się też świetnie jako gra familijna, przy której
można dowiedzieć się co nieco o tym, jak żyją nasi bracia ptaszkowie,
aczkolwiek tutaj warto byłoby sięgnąć raczej po wersję fizyczną. Nie pozostaje
mi zatem nic innego, jak gorąco Wingspan polecić, a samemu czekać na jakąś
przecenę, bo planszówka do najtańszych niestety nie należy.
Komentarze
Prześlij komentarz